Byliśmy z mężem tak zajęci sobą i pracą, że nie mieliśmy czasu na dzieci. Wyjście było tylko jedno – adopcja. Dwa naraz
Byliśmy zakochanymi studentami, którzy cieszyli się każdą chwilą. Żyliśmy i kochaliśmy. Postanowiliśmy się pobrać, ale jeszcze nie myśleliśmy o dzieciach. Mój mąż rzucił szkołę i poszedł do pracy na budowie, aby utrzymać naszą małą rodzinę. Było trudno z finansami, dlatego nie spieszyliśmy się z dziećmi.
Mam już 35 lat. Mam mieszkanie, firmę, samochód. I nie mam dzieci.
Długo z mężem zastanawialiśmy się…
Nie mogliśmy zajść w ciążę, a lata szybko mijały.
Badania i lekarze mieli już dość – to było po prostu zamknięte koło.
Kiedy zdiagnozowano u mnie niepłodność, zdecydowaliśmy się z mężem na adopcję dziecka. To było naprawdę przerażające. Czy nagle nie będziemy mogli kochać?
Zbieraliśmy odwagę i tak postanowiliśmy. Długo odwiedzaliśmy domy dziecka, badaliśmy dzieci, poznawaliśmy ich historie. Planowaliśmy przyjąć roczne dziecko, żeby je wychować i przekazać mu właściwe wartości, bo mogą być problemy z starszymi dziećmi.
Kochaliśmy bliźniaki. Były to niemowlęta – Alicja i Żeńka. Nie było żadnych problemów finansowych – spokojnie mogliśmy przyjąć oboje.
Tylko wątpiliśmy, czy fizycznie sobie poradzimy. Byliśmy tak przywiązani do tych dzieci, że nie było odwrotu.
Oczywiście martwiliśmy się o genetykę, ale staraliśmy się myśleć o tym, że zapewnimy dzieciom solidne podstawy, odpowiednie wykształcenie i wypełnimy wszystkie luki. Bezgraniczna miłość do dzieci jest zdolna do wielu rzeczy, sama to widziałam.
Dzieci dorastają. Są teraz nastolatkami. Oczywiście zachowanie się zmienia, są gwałtowne i niegrzeczne. Czy ty nie byłeś taki? Jako nastolatek też przeklinałem rodziców. Teraz rozumiem, że się myliłem, ale wcześniej przeważał młodzieńczy maksymalizm.
Staram się z nimi rozmawiać o wszystkich problemach, żeby zrozumieli, że jestem tu dla nich jako wsparcie. Nasze bliźniaki wiedzą, że jesteśmy ich rodzicami adopcyjnymi, ale nie wpływa to w żaden sposób na nasze więzi. Nie opowiadaliśmy bajek, po prostu powiedzieliśmy im prawdę.
Jeśli chcą poznać swoje korzenie, nie będę ich powstrzymywać. Mają do tego pełne prawo. Na razie razem podróżujemy, zwiedzamy świat, śpimy w namiotach i liczymy gwiazdy. Dla mnie ważne jest, żeby być zaradną matką, a nie tylko troskliwą. Zawsze znajduję czas dla dzieci, bez względu na ilość pracy.
Są zadowoleni ze swojego życia, i to jest moja główna nagroda. Chociaż nie mamy więzi krwi, jesteśmy duchowo blisko siebie. Jesteśmy jedną, silną i kompletną rodziną. Jestem dumna, że wychowuję odpowiedzialne i wartościowe jednostki, które łatwo przystosowują się do dorosłego życia. Szczerze je kocham, a one dziękują mi swoją dziecięcą, czystą i bezinteresowną miłością.
Nasze wątpliwości zniknęły, gdy tylko dzieci pojawiły się w naszym domu. I nigdy nie powinno się wątpić – kochający rodzice są w stanie przenosić góry, niezależnie od tego, czy są biologicznymi rodzicami, czy adopcyjnymi.