Mój mąż nigdy nie reagował na wyzwiska teściowej wobec mnie. Nawet wypisałam się ze szpitala położniczego. Teraz niech mieszka z matką

Pobraliśmy się z miłości, na przedostatnim roku studiów. Matka mojego męża była temu stanowczo przeciwna, słyszałam od niej wiele obraźliwych słów jeszcze przed ślubem.

Gdy już po ukończeniu studiów wzięliśmy ślub, pół roku później zaszłam w ciążę, a teściowa nie zwracając uwagi na moją “ciekawą” sytuację, zaczęła regularnie przychodzić do naszego wynajętego mieszkania i krytykować mnie za byle powód – słaby obiad, nieposprzątane, nieświeże koszule męża itp.

Nie interesowało jej, jak się czuję w związku z nadchodzącym dzieckiem, jakby sama nigdy nie była w ciąży.

Najbardziej przykre podczas tych wizyt było to, że mój mąż nigdy nie uważał za konieczne stanąć w mojej obronie. Siedział w milczeniu udając, że mnie nie ma lub znajdował pretekst, żeby wyjść do sklepu.

Miesiąc przed porodem zaczęłam rodzić, a teściowa podwoiła wysiłki, by wmówić swojemu synowi, jak niewłaściwą żoną i kobietą jestem.

Nie wiem, co ją do tego skłoniło, ale wypisałam się ze szpitala położniczego. Moi rodzice mnie przyjęli.

Mąż zdaje się zachował jeszcze resztki szacunku dla siebie, bo miesiąc później zaczął nawiązywać kontakt, a nawet kilka razy spacerował po okolicy, czekając, aż wyjdę z wózkiem.

Podczas jednego z spacerów poprosił mnie o poddanie próbki DNA naszego dziecka do analizy, żeby zweryfikować ojcostwo. Ta prośba mnie zirytowała, ale z jakiegoś powodu zgodziłam się. Mężczyzna otrzymał wyniki badań miesiąc później, upewniając się, że syn jest jego. Potem przyniósł mi duży bukiet róż i poprosił, żebym wróciła.

Kochałam syna tego mężczyzny, więc się zgodziłam. Teściowa nie wiedziała o tej “zdradzieckiej” decyzji syna i przez około dwa miesiące żyliśmy w spokoju, ciesząc się odnowionym związkiem i harmonią w rodzinie.

A potem nadszedł ten sobotni poranek, którego wciąż nie mogę zapomnieć. Gdy tylko światło wpadło do mieszkania, teściowa wtargnęła i zaczęła krzyczeć jak szalona, nie zważając na to, że obudziła wnuczkę i dosłownie wyrwała nas z łóżka.

Znowu słyszałam te same obelgi i oskarżenia o niewierność wobec męża, a on stał ze spuszczoną głową i nie sprzeciwił się matce. Spoglądając na niego zdałam sobie sprawę, że nigdy nie stanie się prawdziwym mężczyzną. Zabrałam syna, najważniejsze rzeczy i pod przekleństwami teściowej wsiadłam do taksówki do rodziców.

Następnego dnia złożyłam pozew rozwodowy i nie zwracałam uwagi na jego płaczące błagania, żeby nie odcinać mu ręki.

Dotychczas w życiu mogę polegać tylko na sobie i na rodzicach. A także mam wspaniałego syna, który dorasta. Mam nadzieję, że wyrośnie na prawdziwego mężczyznę, a nie jak jego biologiczny ojciec.