– Anno, kiedy zjemy obiad? – powiedział Andrzej wchodząc do kuchni. – Teraz! Idź umyć ręce i zmienić koszulkę – powiedziała Anna z irytacją. Andrzej wyszedł i wrócił kilka minut później. – Anna, zmieniłem koszulkę, czy obiad jest gotowy? – Andrzej spojrzał na smażonego kurczaka na patelni. – Jest gotowy, usiądź – Anna westchnęła ciężko. – Anna, Tadeusz dzwonił dzisiaj, chce się zobaczyć w sobotę. Jedziemy? – zaproponował nagle Andrzej. – Co tam jest do roboty? Wiemy o nich wszystko – Anna próbowała odmówić. Andrzej przekonał ją i w sobotę pojechali do domu jego przyjaciół. Ale Anna nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, jak skończy się ten wyjazd

– Anna, idziemy na obiad? Już trzecia! – Andrzej wszedł do domu w brudnych spodniach i adidasach. Jego koszulka też nie była pierwszej jakości – pracował w ogrodzie. Anna była zajęta przygotowywaniem obiadu.

Mieli mały ogródek, ale wystarczyło pracy na cały dzień. A kiedy przeszli na emeryturę, czy marzyli o tym?

Anna rzuciła ręcznik na stół z frustracją – kiedy pracowali, przynajmniej mieli za co wyjechać na wakacje, a teraz utknęli tu na całe lato! Bez pieniędzy, bez wolnego czasu!

– Andrzej, zaraz jemy obiad, idź umyj ręce i zmień koszulkę, wyglądasz jak menel – powiedziała z irytacją Anna do męża.

Andrzej skrzywił się, patrząc na jej spraną sukienkę – spójrz na siebie.

“Staliśmy się starzy, znudzeni i poirytowani! Codziennie to samo. Nie ma sensu ubierać się w krawaty, po prostu nosimy to, co jest wygodne. A nasze rozmowy stały się pozbawione sensu – ogórki wkrótce znikną, ziemniaki zakwitną, pomidory trzeba spryskać przeciwko zarazie. A coś ważnego przecież umyka! Życie umyka! Inni są na wakacjach na wyspach, żeglują na jachtach. Albo spacerują ulicami stolic. A ja czuję, że oprócz tego domku nie mam nic!” – pomyślała Anna.

– Anno, zmieniłem koszulkę, obiad gotowy? – Andrzej spojrzał za Anną na smażonego kurczaka na patelni.

– Gotowy, siadaj, naleję ci barszczu – westchnęła ciężko Anna – Mam polać kwaśną śmietaną?

– Oczywiście! Tadeusz dzwonił dzisiaj, zaprasza nas do siebie w sobotę. Pamiętasz, jak się kiedyś spotykaliśmy? Może powinniśmy wyjechać i odpocząć? Nie widzieliśmy się od dwóch lat. Będzie Magda i Waldemar, Alex i Maria. Pojedziemy?

– Cóż, nie wiem, co tam robić? Wiemy o nich wszystko – Anna złapała się na myśli, że ona też jest zbyt leniwa, żeby jechać w odwiedziny. Ale Andrzej ją przekonał i w sobotę pojechali odwiedzić jego szkolnych przyjaciół.

Tadeusz i Teresa byli w swoim zwykłym repertuarze: ziemniaki w łupinach, cebula i rzodkiewki z ogrodu, wędzone śledzie. Waldemar grał cicho na gitarze i patrzył na Annę, jak zawsze.

– Jesteś coraz piękniejsza, Anno!

Zaśmiała się, nie uwierzyła Waldemarowi, ale było miło. Złapała też zazdrosne spojrzenie męża, oho!

Ogólnie rzecz biorąc, ta prymitywna wizyta miała zupełnie nieoczekiwany wpływ na ich związek. Śmiali się przez całą drogę powrotną do domu i dawno nie jedli ziemniaków, makreli i gotowanych jajek na przyjęciu, jak za dawnych czasów.

– Mężczyźni patrzyli na ciebie, Anno, zauważyłem to! Wyglądałaś tak pięknie w tych dżinsach! I jak się uczesałaś, jesteś piękna, Anno!

– Tak, i pokonaliśmy wszystkich w kartach, a widziałeś brzuszek Alexa? Wyglądasz jak macho w porównaniu z nimi! – Anna również spojrzała na Andrzeja zupełnie innymi oczami.

– Myślałem, że może powinniśmy gdzieś pojechać. Taka uroda nie powinna być zmarnowana w kraju. Masz młodą cerę, a oczy, jakie masz oczy! Nie mogę na ciebie spojrzeć i czuć się spokojny, a wszyscy mężczyźni byli zazdrośni!

– Andrzej, przestań, nie chcę nigdzie jechać, jestem w porządku! – Anna śmiała się i była szczęśliwa.

W ich domku było tak pięknie, a oczy Andrzeja patrzyły na nią jak dawniej. Ugotuje Andrzejowi barszcz. A potem pójdą na spacer do lasu, a mąż opowie jej po raz setny historie ze swojego dzieciństwa. A Anna nie będzie się nudzić, bo ich miłość jest żywa, ona to czuje. I żadne wyspy i bogactwa nie mają z tym nic wspólnego.

Jeśli jest miłość, to nawet stare spodnie z rozciągniętymi kolanami niczego nie zepsują.