Już nie piję herbaty z kiełbasą u obcych. Zadzwonili i wystawili rachunek

Ta historia miała miejsce nieco ponad rok temu, pod koniec listopada. Wiadomo, że o tej porze roku jest już dość zimno. W tamtym czasie poszukiwaliśmy domu do kupienia poza miastem. Otrzymaliśmy dobrą propozycję, pośrednik ustalił spotkanie z właścicielami o godzinie 11.00. Musieliśmy pokonać odległość 40-45 km.

Więc przyjechaliśmy: ja, mój mąż i pośrednik przed wyznaczonym czasem, ale właściciele nie byli w domu. Zaczęliśmy dzwonić do nich, ale telefon był niedostępny. Sąsiedzi poinformowali nas, że właściciele wyjechali na krótko do miasta.

Ostatecznie spotkanie zostało opóźnione o 4 godziny. Nie chcieliśmy odjeżdżać, ponieważ ta oferta była dla nas idealna pod każdym względem: cena, lokalizacja, sam dom i działka.

Była straszna zima, już 22 listopada. Jeśli mielibyśmy pójść do kawiarni lub zrobić zakupy w mieście, to były tylko dwa sklepy wiejskie.

Dlatego musieliśmy albo ogrzać się w samochodzie, albo stać na ulicy i tańczyć, aż w końcu pojawili się właściciele. Byliśmy prawie niebiescy z zimna. Najpierw pokazali nam teren, szopy i inne budynki. Ale wtedy byliśmy zbyt wyczerpani, myśleliśmy tylko o tym, jak najszybciej dostać się do domu.

Około pół godziny później przyszła kolej na dom. Weszliśmy, szczękając zębami. Gospodyni pomyślała, że poczęstuje nas herbatą na rozgrzewkę. Nie odmówiliśmy.

Gospodyni pokroiła świeży chleb, kiełbaski i postawiła na stole domowy dżem do herbaty. Siedzieliśmy, ogrzewając się herbatą i rozmawiając o zakupie domu. Byliśmy zadowoleni z domu i wróciliśmy.

Kilka dni później złożyliśmy wniosek do banku o zatwierdzenie pożyczki hipotecznej na ten dom i wszystko poszło pomyślnie. Jednak wtedy właściciele poinformowali nas, że planują sprzedać dom na wiosnę, więc musimy poczekać.

My nie chcieliśmy czekać. Pośrednik kilkakrotnie dzwonił do nas i proponował, żeby oni kupili dom, ale żebyśmy mogli mieszkać w nim do wiosny. Wow! I mielibyśmy spłacać kredyt hipoteczny przez 5 miesięcy na próżno. Odmówiliśmy jednoznacznie, a pośrednik musiał im odmówić w niegrzeczny sposób, bo inaczej nie zrozumieli.

Następnie gospodyni zadzwoniła ostatni raz i poprosiła o przelew lub przyniesienie pieniędzy za herbatę i kiełbasę, którą nas nakarmiła. Miałabyśmy pić herbatę i jeść kanapki, myśląc, że kupimy dom.