Dla mnie flirt to po prostu flirt. Nic więcej. Nie widzę w tym żadnego problemu, w przeciwieństwie do innych

Podoba mi się zalotne traktowanie mężczyzn bez żadnych konsekwencji. Chodzenie na granicy związku to swoisty trening dla umysłu. Lubię żartować. Jeśli te żarty mają podwójny lub potrójny sens – tym lepiej.

W moim nudnym biurowym życiu to jest jedyna normalna rozrywka. Jeśli widzę, że mężczyzna nie rozumie delikatnej granicy między lekkim flirtowaniem a rzeczywistym zainteresowaniem – przerywam z nim flirtowanie.

Dla wielu ludzi flirt ma jakiś kontekst lub obowiązkowe kontynuacje, ale dla mnie flirt to po prostu flirt.

Nie potrzebuję problemów, ale jednocześnie chcę podszkolić nerwy. Siostra powiedziała, że mam “odchylną zachowawczość”.

Czy to tak źle? No trochę zaloty, lekki żart… Przy okazji, mężczyźni podchodzą do tego znacznie lepiej niż kobiety. Same kobiety myślą, że odbieram im mężczyzn. A tak naprawdę nie.

Może się mylę? Czy dla was flirt zakłada obowiązkową kontynuację?