Nie rozumiem kobiet i podwójnych standardów. Nie trzeba iść daleko – moja ukochana żona odrywa się już drugi tydzień
Pół roku temu żona urodziła. Dziecko było planowane, przygotowaliśmy się, jak to należy. Urodziła się córka, mojej radości nie było końca. Zazwyczaj rodzice chcą, żeby urodził się syn, a ja zawsze marzyłem o córce.
Jestem zdroworozsądkowym człowiekiem, więc rozumiem, że żonie z niemowlęciem cały dzień jest ciężko. Nawet przy wszystkich wielofunkcyjnych urządzeniach, maszynach i robotach odkurzaczach, prowadzenie gospodarstwa domowego odbiera siły, a gdy jeszcze trzeba nosić niemowlę na rękach, to w ogóle. Dlatego po powrocie z pracy starałem się opiekować córką, żeby żona mogła poświęcić czas temu, co uważa za ważne.
Interesuję się dzieckiem, dzieci są ogólnie interesujące. Na moich rękach dorastała młodsza siostra, więc umiem się zachować wobec dzieci. Jeśli mam w czymś wątpliwości, to pytam żony. Pierwszy czas tylko ja kąpałem córkę, bo żona bała się coś źle zrobić.
Krótko mówiąc, choć starałem się być dobrym i troskliwym mężem, dekret żonie nie był łatwy. Ona w ogóle jest ruchliwa, nie może długo siedzieć w jednym miejscu i potrzebuje kontaktu, a w dekrecie wszystko jest inaczej. Żona zaczęła narzekać, jak ciężko jej w dekrecie, jak jest zmęczona, jak chce “na wolność”.
Pomyślałem, pomyślałem i zaproponowałem rozwiązanie – ona przechodzi na mleko modyfikowane, a ja biorę urlop macierzyński. Nasze zarobki z żoną są mniej więcej równe, więc dla całkowitego dochodu rodziny nie będzie to miało znaczenia. Tym bardziej, mam możliwość częściowej pracy zdalnej.
Moim zdaniem – to idealne rozwiązanie. Wszyscy będą na plusie. Ale żona miała inny pogląd.
- Czyli będziesz męskim gospodarzem w naszym domu, a ty zostaniesz w domu? – przerwała moją propozycję.
Tak niedawno marzyła o wolności, opowiadając o trudach dekretu, a teraz już “będziesz siedział w domu”. Myślę, że w tym momencie wszystkie kobiety na urlopie macierzyńskim od serca się roześmiały. Jeszcze raz powoli wyjaśniłem jej moje stanowisko, ale ona tego nie zrozumiała.
Zostałem oskarżony, że jestem “niemęskim”, bo normalni mężczyźni się tak nie zachowują. Jak to jest możliwe – wygnać żonę do pracy, a samemu siedzieć w domu na urlopie macierzyńskim!
- Może uważasz, że jestem złą matką? Że ty lepiej dasz radę opiekować się dzieckiem?
Już dziesięć razy żałowałem, że zaproponowałem coś takiego, ale słów nie odwrócisz. Ale przecież chciałem dobrze! Jedyny plus tej sytuacji – żona przestała narzekać, że w dekrecie jest nudno i ciężko. Prawda, teraz chodzi i narzeka wszystkim pod rząd, że jej mąż to “niemęski”. Nawet teściowa upada z tego śmiechem, coś to znaczy, ale mówi.
Trzymam się już na siłach psychicznych. Dużo myślę. Na razie przypisuję wszystko burzom hormonalnym. Mam nadzieję, że wkrótce żona się uspokoi.