Niedawno mój syn przestał ze mną rozmawiać i spotykać się. Do dzisiaj nie rozumiem, jak mogłam wychować taką osobę. Dobrze, że ojciec tego nie widzi…
Tomasz dorastał jako spokojny chłopak. Dostarczaliśmy mu wszystko, czego potrzebował. Oczywiście z czasem chłopak wydoroślał, a w pewnym momencie przyprowadził do nas domu swoją narzeczoną, Paulinę.
Dziewczyna była normalna, nie mam do niej zastrzeżeń. Nasze relacje nie układały się najlepiej, ale cóż, ważne było, aby synowi było wygodnie.
Chłopcy mieszkali razem przez pewien czas i postanowili się pobrać. Byłem za tym. Jako prezent ślubny pozwoliłem młodej parze mieszkać razem u nas. Sam przeniosłem się do kawalerki.
Wszystko szło dobrze. Po pewnym czasie Paulina zaszła w ciążę. Dopiero wtedy nasze spokojne życie się skończyło. Być może hormony wpłynęły na nią w taki sposób, albo taką była wcześniej i my tego nie zauważyliśmy. Na początku te kaprysy były jeszcze do zniesienia.
Po narodzinach syna, wszystko się jeszcze bardziej zmieniło. Paulina zaczęła narzekać na Tomasza, że mało czasu spędza z nią i dzieckiem. Wtedy mój syn pracował w dobrej firmie na odpowiedzialnym stanowisku. Tak, grafik był niestandardowy, ale za to dochody były wysokie. Tomasz był zły i nie chciał pogodzić się z żoną.
Wyjaśniałem synowi, że Paulina ma trudno i trzeba trochę wytrzymać. Wszystko minie, gdy dziecko trochę podrośnie. Szczerze mówiąc, widok zmartwionego Tomasza mnie przygnębiał. Ale co można było zrobić? Postanowił założyć rodzinę, więc trzeba było być gotowym na trudności.
Syn zrobił to, czego się nie spodziewałem – rzucił pracę. Znalazł sobie nowe miejsce z mniejszą pensją, ale za to z ustalonym grafikiem. Nic nie mówiłem, niech sami decydują, co jest dla nich lepsze.
A potem kolejna niespodzianka – Paulina znowu jest w ciąży. Wydawałoby się, że ta wiadomość powinna mnie cieszyć, ale jak sobie przypomnę histeryczne zachowanie narzeczonej, to serce mi ciężko.
Druga ciąża jeszcze bardziej wpłynęła na naszą rodzinę. Paulina krzyczała, że zbyt rozpieszczam wnuka i pozwalam jej spotykać się z nim tylko przez kilka godzin w weekendy. Spierać się było bezcelowe. Oczywiście, że zaakceptowałem warunki narzeczonej, aby nie niszczyć relacji w rodzinie. Potem Tomasz i Paulina zaczęli znów kłócić się między sobą. Teraz brakowało im pieniędzy i wszystko przez to przechodziliśmy.
Pewnego dnia syn przyszedł do mnie na poważną rozmowę:
- Mam, pozwól nam sprzedać dwupokojowe mieszkanie. Chcemy się rozszerzyć, przecież już będzie dwoje dzieci.
- Synku, nie zrozumiałam, moje dwupokojowe mieszkanie?
- No tak, my myślimy o trójkącie. Może ty nam pomożesz.
W oczach zaciemniało mi się ze zdziwienia.
- Synku, żyjecie na gotowym. Przepuściłam wam mieszkanie większe. Inni wynajmują latami, a wy mieszkacie tu za darmo. Przez ten cały czas nawet nie pomyśleliście o trochę naprawy. Jeździcie na wakacje, ubieracie się modnie, a o przyszłości nie myślicie. Nie, nie dam wam sprzedać mieszkania, nawet nie pytajcie.
- Ale mam!
- Nie ma ale, ja i twój ojciec kupowaliśmy te mieszkania w dojrzałym wieku, sami się składaliśmy. To teraz ty się postaraj.
Syn obraził się i odszedł. Teraz nie rozmawiają ze mną ani on, ani narzeczona. Tęsknię za wnukami, ale tego bezczelności nie mogę zapomnieć…
A wy jak uważacie, kto ma rację: syn czy matka?