Poprosiła mnie o tymczasowe mieszkanie u mnie. Minęło już 5 lat, a ona jeszcze nie wyprowadziła się

Rano w piątek zadzwoniła do mnie dziewczyna, z którą razem studiowaliśmy w akademii. Nie powiem, żebyśmy utrzymywali mocny kontakt lub byli przyjaciółmi. To właśnie mnie najbardziej zaskoczyło. Kiedy uczylismy się w akademii, mieszkała w akademiku, a potem wróciła do swojego domu.

W 2016 roku wróciła do stolicy i tymczasowo potrzebowała zakwaterowania. Nie odmówiłem, bo przecież większość czasu spędzałem w pracy. Do domu wracałem tylko żeby się wyspać. Całe moje życie to praca w szpitalu. A jeśli dni wolne przypadały na weekend (dziwnie to brzmi, prawda?), to spędzałem je albo w łóżku, albo u rodziny. Nie miałem dziewczyny ani żony, więc dla mnie nie było różnicy… czy będzie dziewczyna mieszkać ze mną przez pewien czas w mieszkaniu czy nie. Ważne, żeby po zmianach mogła odpocząć i sprzątała po sobie włosy w łazience.

Wysunąłem warunki mieszkania, znajoma się zgodziła. I pierwsze dwa tygodnie było dokładnie tak – nawet nie zauważałem, że mieszka ze mną dziewczyna. A te tygodnie były bardzo trudne w pracy.

A, mimochodem… Mamy już rok 2021, a ona nadal mieszka ze mną. Jej rzeczy jest więcej w łazience niż moich, w szafce w łazience jest więcej jej szamponów niż moich rzeczy…

Chyba trzeba będzie oficjalnie uregulować sytuację… bo przecież… co mi tam… może zechce mnie wyrzucić…