Teraz mam prawie 30 lat. I przez ten czas na własnym doświadczeniu przekonałam się, że prawdziwej przyjaźni między mężczyzną a kobietą nie ma i nie może być
Po raz pierwszy “zaprzyjaźniłam” się z mężczyzną po ukończeniu uniwersytetu.
Z moim byłym kolegą z roku udało nam się nawiązać przyjacielskie stosunki. Na uniwersytecie często sobie pomagaliśmy, wspieraliśmy się na wykładach. Żadnych ukrytych zamiarów. Byliśmy jak zwykli przyjaciele, żartowaliśmy ze sobą, pomagaliśmy sobie w trudnych sytuacjach i udzielaliśmy sobie rad.
I pewnego razu, podczas moich urodzin, chłopak, który trochę przesadził z alkoholem, zaczął do mnie podchodzić, przysięgać mi miłość, mówić, że nie może żyć bez mnie. A następnego dnia, gdy wytrzeźwiał, nie pamiętał tego, co powiedział. Albo udawał, że nie pamięta. Ale po tym incydencie nasze kontakty zaczęły się zmniejszać, a potem całkowicie się urwały.
Drugie takie “przyjaźnie” miało miejsce niedawno. Poznałam kolegę w pracy. Zaczął się ze mną kontaktować bez żadnych ukrytych zamiarów.
Mała uwaga dotycząca tego mężczyzny: ma żonę i trójkę dzieci. Ale niedawno zaczął sugerować, że mu się podobam, mówił komplementy… I wtedy zrozumiałam, że to nie jest po prostu przyjaźń, ale coś więcej. W tym przypadku to już ja zakończyłam stosunki. Po pierwsze, nie czułam do niego żadnych uczuć, a po drugie, ma przecież rodzinę… Nie chciałam niszczyć małżeństwa i zrywać go z jego rodziną. Rozumiem, że to on pierwszy zaczął, ale jednak… Nie można budować swojego szczęścia na nieszczęściu innych. Dziś odszedł od jednej (a dzieci nie były przeszkodą), a jutro pewnie odejdzie ode mnie.