U nas zaczęło się dziwne życie: mieszkaliśmy pod jednym dachem, ale już nie byliśmy rodziną

Kiedy mój mąż wracał z pracy, od razu siadał do konsoli, żeby grać. Na początku nie reagowałam, pomyślałam, że po prostu jest zmęczony po pracy, niech sobie pogra. Ale potem zaczął zabierać jedzenie z kuchni do salonu i grał tam. A ja czekałam na niego jak głupia po pracy i i tak zmuszona byłam jeść sama.

Kiedy żądałam od niego uwagi, odstawiał konsolę. Ale następnego dnia wszystko się powtarzało.

Tak minął nasz pierwszy rok wspólnego życia. Skończyłam studia, znalazłam pracę. I od tego momentu nasze życie stało się dziwne: mieszkaliśmy pod jednym dachem, ale już nie byliśmy rodziną. Teraz wracałam z pracy później niż mąż. Nawet mnie nie witał – siedział przy konsoli. Przed nim zazwyczaj stała talerz z szybkim danie makaronowym albo kanapka z kiełbasą. Ja szłam do kuchni i gotowałam. Wieczory spędzałam z książką lub oglądając serial. Mąż nawet nie rozmawiał ze mną. Nie mieliśmy kłótni, ale nasza relacja była dziwna. Kładłam się spać sama. Mąż zazwyczaj kładł się spać o drugiej w nocy. Wystarczyło mi siedem miesięcy takiego życia.

Dobrze pamiętam ten wieczór. Specjalnie wróciłam do domu pieszo, żeby wszystko przemyśleć. Wszystko zważyłam i wróciłam do domu z mocnym postanowieniem, że trzeba się rozwieść, bo nie będzie lepiej.

Ale dziwne było coś innego – reakcja męża na moje słowa o rozwodzie. Widziałam, że było mu wszystko jedno. Irrytowało go, że chciał szybko zakończyć rozmowę, żeby wrócić do swojej gry.