“Zamężna jesteś? Teraz samodzielnie rozwiązuj swoje problemy,” odpowiadają mi rodzice na wszelkie prośby o pomoc. Po tym, usunęłam kontakty “Mama” i “Tato”

Moi rodzice są zamożnymi ludźmi, przyzwyczajonymi do kontaktów z ludźmi o podobnym statusie społecznym. Jednak sami przeszli przez trudne czasy, kiedy sami musieli wybić się z dołów, więc ich snobizm jest dla mnie niezrozumiały.

Gdy mieli dwadzieścia do dwudziestu pięciu lat, nie mieli niczego. Wiem, że babcie i dziadkowie pomagali im, przekazywali oszczędności, kiedy kolejny biznes zawodził, zostawali ze mną, aby rodzice mogli skupić się na pracy.

Nigdy nie słyszałam, żeby ich rodzice ich gromili, choć powody do tego były. Raz ryzykowali tak bardzo, że straciliśmy mieszkanie. Wtedy mieszkaliśmy u dziadków ojca. Słyszałam, jak dziadek go pocieszał i mówił, że najważniejsze, żeby wszyscy byli zdrowi i cało, reszta się jakoś ułoży. Mimo że sami dziadkowie żyli skromnie, żeby nie powiedzieć biednie.

Rodzice się nie poddawali i teraz żyją bardzo dobrze. Ich awans zaczyna się około piętnastu lat temu, kiedy miałam dziesięć lat. Oczywiście, ich krąg znajomych zmienił się z czasem, z przyjaciół, których mieli przed sukcesem, teraz nikogo już nie odwiedzają. Mówią, że takie życie.

Na mnie rodzice nie żałowali. Kiedy miałam swoją własną pokój, urządzony jak z obrazka, i najlepsze zabawki, przeniesiono mnie do płatnego gimnazjum, gdzie skupiano się na naukę języków obcych. Również udało mi się dostać do dość prestiżowej uczelni, gdzie przygotowywano mnie do pracy w rodzinnej firmie.

Nie miałam nic przeciwko temu i byłam gotowa pracować i zarabiać. Jednak wszystko się zmieniło, gdy na ostatnim roku poznałam chłopaka i się w nim zakochałam.

To była miłość, która sprawiała, że miałam zawroty głowy i świat malował się na różowo. Na szczęście uczucia były wzajemne, zaczęliśmy się spotykać. Rodzicom nic o tym nie mówiłam. Nie ukrywałam, po prostu nie uważałam za potrzebne wciskanie takich niuansów mojego życia.

Ale gdy mnie oświadczył, powiedziałam mamie. Dla mnie to był najszczęśliwszy moment, który zamienił się w koszmar.

Sprawa polegała na tym, że mój chłopak nie jest z naszego środowiska. Skończył szkołę kulinarną i już pracował. Nie wybrał tej profesji dla pozoru, naprawdę mu się to podoba, ma talent, jestem pewna.

Jego rodzice są zwyczajnymi ludźmi – mama pracuje jako ekonomista w jakiejś średniej firmie, tata jest kierowcą ciężarówki, pracuje w firmie budowlanej.

Rodzice wywołali u mnie eksplozję emocji, krzyczeli tak, że okna drżały. Stwierdzili, że biedny zięć bez wyższego wykształcenia im niepotrzebny, a ja popsuje swoją przyszłość z nim.

Mówili, że on jest ze mną tylko dla pieniędzy, chociaż byłam przekonana, że tak nie jest. Przekonywali mnie, próbowali, a na końcu powiedzieli, że jeśli się z nim ożenię, to nie mogę liczyć na miejsce w rodzinnej firmie ani na żadną pomoc.

Tego się nie spodziewałam, szczerze mówiąc. Myślałam, że będą dywagacje, ale że będą całkowicie odmawiać pomocy, nawet nie przypuszczałam. Wiedziałam, że cała sytuacja z lockdownem wpłynęła na ich biznes, ale jednak poszło im nawet lepiej.

Po raz kolejny prosiłam o pomoc pół roku później. Sytuacja wciąż się nie poprawiała, jedno z miejsc pracy męża zostało zamknięte, drugie działało od przypadku do przypadku.

Zdecydowaliśmy, że ja też wrócę do pracy, ale potrzebowaliśmy gdzieś zostawić dziecko w dni, gdy oboje jesteśmy w pracy. Rodzice męża nie mogli się zwolnić z pracy, a moi rodzice są swoimi szefami. Kilka razy opiekowali się wnukiem, myślę, że to nie jest zbyt wielka ofiara.

Ale w odpowiedzi usłyszałam tę samą frazę o wyborze, małżeństwie i niezależności. Nie rozumiem, skąd takie urazy do mnie. Sami przeszli drogę od zera, sami wiedzą, jak ważne jest wsparcie, sami je otrzymywali, a mnie odmawiają.

Nie proszę o to, żeby całkowicie nas utrzymywali, nie proszę o kupienie nam mieszkania, samochodu i dać walizkę z pieniędzmi. Ale nawet na najmniejsze ustępstwa nie chcą pójść.

Pewnie teraz jestem sierotą przy żyjących rodzicach. To bardzo bolesne doznania, ale im szybciej się z tym pogodzę, tym lepiej. Wczoraj usunęłam kontakty “Mama” i “Tato” z książki telefonicznej. Dla mojego dziecka są tylko jeden dziadek i jedna babcia.