Anna marzyła o dużej pensji, szczupłej talii i dobrym mężu. I tak jej siostra przyniosła jej psa, który pomógł jej spełnić to marzenie

Anna leżała na kanapie i marzyła, że jej życie się zmieni. Marzyła w skupieniu, wysyłając w przestrzeń konkretne sygnały, które Wszechświat musiał bez problemu usłyszeć i rozszyfrować.

Anna nie pragnęła wiele. Wyższego wynagrodzenia, szczuplejszej sylwetki i małżeństwa. Najbardziej jednak marzyła o tym, by wyjść za mąż, ponieważ wszyscy jej znajomi już tam byli i twierdzili, że jest wspaniale.

Niestety, życie osobiste Anny nie układało się, tak samo jak jej pensja i figura. Przeglądając portfel, przypominała sobie swój ostatni nieudany związek i ze straszną siłą ciągnęło ją do cukierni, aby nabyć wysokokaloryczne, ale bosko smaczne ciasto.

Każdej nocy Anna celowo stawiała budzik z zamiarem pójścia na poranny bieg, ale każdego ranka grawitacja łóżka wygrywała z jej determinacją.

– Nie mogę biegać sama po ulicach, prawda? Gdybym miała towarzystwo, to byłoby inaczej – usprawiedliwiała się Anna.

Jej skoncentrowaną zadumę przerwał telefon od siostry. Anna leniwie sięgnęła po telefon i przygotowała się na długą rozmowę.

Ale jej siostra była zaskakująco lakoniczna, bo miała tylko dwie godziny do pociągu, a musiała rozwiązać główny problem – zostawić z kimś psa.

Anna od razu odmówiła, ale okazało się, że siostra już obdzwoniła wszystkich przyjaciół i znajomych, którzy zwykle opiekowali się jej psem podczas jej wyjazdów służbowych, ale żaden z nich teraz nie mógł jej pomóc. Anna była jej ostatnią nadzieją, więc była bardzo wytrwała.

– Dobrze – westchnęła Anna, zdając sobie sprawę, że jej siostra nie odpuści. – Ale będziesz mi winna trzy życzenia!

A teraz Anna siedzi na kanapie i patrzy na szczęście, które na nią spadło. Ostatni raz widziała psa swojej siostry pół roku temu, a wtedy był to słodki szczeniak z małymi łapami. Teraz Anna stała się obiektem zainteresowania ogromnego psa, który najwyraźniej ważył tyle, co sama Anna.

Pies nazywał się Leo i według jej siostry był bardzo dobrze wychowanym psem, który znał wszystkie komendy, więc Anna nie powinna miała żadnych problemów.

Spoglądając na list z instrukcjami od siostry, Anna westchnęła i ponownie przeczytała linijki, które opisywały harmonogram spacerów tego psa-olbrzyma.

Rano musi wyjść o szóstej. O szóstej! To była godzinę wcześniej niż Anna była przyzwyczajona! Jej siostra ostrzegła ją, że Leo ma mało cierpliwości, więc jeśli nie wyprowadzi go na czas, pies może postanowić wyjść na spacer w domu. Biorąc pod uwagę rozmiary Leo, Anna nie chciała nawet myśleć o skutkach takiego spaceru.

Przynajmniej jedzenie było łatwe – jej siostra przyniosła całą torbę, która była wielkością samej Anny. Na pewno wystarczy na tydzień, a potem jej siostra wróci.

Poranek Anny rozpoczął się od nieprzyjemnego budzika nastawionego na piątą czterdzieści pięć rano. Z przyzwyczajenia, Anna chciała przestawić go na siódmą, ale skomlenie z korytarza gwałtownie zmieniło jej plany.

Chwytając smycz i ziewając na całe gardło, Anna wyszła z mieszkania wczesnym, ciemnym rankiem. Jej oczy nie chciały się otworzyć, a nogi nie chciały się ruszyć. Ale gdy tylko Anna i Leo opuścili wejście, pies uciekł w kierunku znanym tylko jemu.

Anna nie musiała nawet ruszać nogami. Na zamarzniętej śnieżnej powierzchni przez noc utworzyło się wspaniałe lodowisko. Kto powiedział, że Anna nie próbowała wziąć władzy w swoje ręce? Próbowała, ale jej się nie udawało. Jej stopy ślizgały się, pies pędził przed siebie, a Anna mogła tylko trzymać smycz, licząc na to, że pies gdzieś się zatrzyma.

Leo w końcu dotarł do jakiegoś ciekawego miejsca i zamarł, unosząc łapę z ulgą. Anna oddychała ciężko i próbowała dojść do siebie po tak nietypowym sposobie poruszania się. Ale wcale nie chciało jej się spać.

Podczas gdy Anna łapała oddech, Leo zobaczył w pobliżu innego psa i natychmiast chciał go poznać. Życzenie Anny w ogóle nie zostało wzięte pod uwagę.

– Och, mamusiu, on ją zje! – wyszeptała Anna i zamknęła oczy, starając się jak najlepiej zwolnić nogami.

Udało jej się wyhamować, ale tylko uderzając w coś dużego i stosunkowo miękkiego, oczywiście nie w drzewo czy słup.

Zaskoczona Anna puściła smycz i opadła na miejsce, które jej zdaniem znajdowało się obok talii, którą należało wyszczuplić. Nie chciała otwierać oczu, bo wątpiła, że zobaczy coś dobrego.

– Wszystko w porządku? – przyjemny męski głos dobiegł skądś z jej prawej strony.

Anna otworzyła jedno oko i rozejrzała się. Właściciel głosu, podobnie jak Anna, siedział na ziemi, ale już szykował się do wstania. Leo i nieznany pies węszyli kilka metrów dalej.

Mężczyzna wstał, otrzepał się i szarmancko wyciągnął rękę do Anny.

– Wszystko w porządku? – mężczyzna powtórzył swoje pytanie, patrząc ostrożnie w oczy Anny, najwyraźniej szukając iskry inteligencji lub oznak wstrząsu mózgu.

– Zobaczył twego psa i zaczął uciekać… A ja na niego krzyczałam… A on nie przestaje… I oto jesteśmy… – Anna w końcu zgubiła swój tok myślenia, po czym podniosła smycz z ziemi i zdecydowanie pociągnęła Leo w stronę domu.

Anna nigdy nie wyciągała ciężarówki z błota, ale coś jej podpowiadało, że to trochę podobne uczucie. Leo zignorował jej wysiłki, kontynuując węszenie ze swoim nowym przyjacielem.

Anna spojrzała na swojego męża, który był zainteresowany tym procesem i zarumieniła się jeszcze bardziej, przerzuciła smycz przez ramię i próbowała zaciągnąć Leo do domu jak torreador. Nie wiadomo, czy Leo zauważył jej wysiłki, ale Annie nie udało się go ruszyć.

– Chyba będę musiał cię odprowadzić, inaczej obawiam się, że nie będziesz w stanie zabrać go do domu – mężczyzna uśmiechnął się i gwizdnął do swojego psa, który natychmiast pobiegł do swojego właściciela. Leo podążył za nim.

Rozmowa układała się niesamowicie łatwo. Anna skarżyła się, że to pies jej siostry, a ona nie ma doświadczenia w wyprowadzaniu takiego psa. Michał ją uspokoił, mówiąc, że na pierwszy raz radziła sobie bardzo dobrze i nawet trzymała smycz do ostatniego momentu.

– A wieczorami o której spacerujecie? Chciałem zaproponować swoje towarzystwo, zwłaszcza że Monika i twój Leo chyba się zaprzyjaźnili – zapytał Michał.

Anna zarumieniła się, ale odpowiedziała, że siostra powiedziała, że spacerują o siódmej wieczorem, i że poczuje się znacznie pewniej, jeśli Michał dołączy do niej. Nie chciała powtarzać porannego lotu. Tak ustalili.

Anna wspięła się po schodac szybciej niż Leo. Wszystko w jej duszy śpiewało, co było nienaturalne jak na siódmą rano. Kiedy Anna wbiegła do domu, spojrzała w lustro i oniemiała. Jak mogła zapomnieć, jak wygląda! Wybiegła prosto z łóżka, żeby wyprowadzić psa!

– Cóż, jeśli tak bardzo mnie polubił, to musi być miłość od pierwszego wejrzenia – zdecydowała Anna.

Od zastanawiania się nad swoim wątpliwie atrakcyjnym wyglądem odciągnęło ją ciekawskie szczeknięcie Leo, który usiadł na dywanie i cierpliwie czekał na umycie łap.

Minął tydzień.

– Anna! Pomóż mi, siostro! Mam kolejny pilny wyjazd służbowy, nie mam na nic czasu, wyjeżdżam za godzinę, przywiozę ci Leo na tydzień! – krzyknęła jej siostra, gdy Anna przyłożyła telefon do ucha.

– Dobrze. Ale teraz jesteś mi winna sześć życzeń! – Anna westchnęła ciężko.
Następnie podeszła do fotela i pogłaskała ramię siedzącego w nim mężczyzny.

– Moja siostra przywozi do nas Leo na tydzień. Nie masz nic przeciwko, prawda?

Jak mogę być przeciwko kupidynowi, który obdarzył mnie takim szczęściem? – śmiał się Michał, siadając Annę na swoich kolanach.