Minęło już ponad dziesięć lat, a ja wciąż o tym wspominam. W tamtym czasie zdecydowaliśmy się z Maksymem zamieszkać razem i wynajęliśmy pokój u starszej kobiety. Pobierała od nas tysiąc zlotych na miesiąc.
Ja wtedy jeszcze się uczyłam i w nocy dorabiałam na myjni samochodowej. W weekendy również musiałam pracować. Maksym zajmował najniższe stanowisko na myjni, pełniąc funkcję asystenta. Jednocześnie miał niewielkie nadzieje na podwyżkę.
Rodzice finansowo nie pomagali nam, ale też nie oczekiwaliśmy tego. Moja babcia była chora, a wszystkie pieniądze Maksyma szły na jego młodszą siostrę, która była w fazie dorastania.
Zanim zamieszkaliśmy razem z Maksymem, całą swoją wypłatę oddawał matce. Dla siebie zostawiał tylko trochę na kieszonkowe wydatki. Byłam bardzo zaskoczona, kiedy, po rozpoczęciu życia razem, nic się nie zmieniło. Nadal oddawał swoje zarobione pieniądze matce.
Wtedy moja pensja wynosiła około 4 tysiące, a Maksyma trochę ponad pięć. Dwa tysiące wydawaliśmy na wynajem mieszkania, dokładaliśmy się na jedzenie, a reszta należała do matki.
Pewnego dnia Maksym poprosił mnie o pieniądze na przejazd, chociaż wiedziałam, że dzień wcześniej dostał wypłatę. Zapytałam, gdzie są wszystkie pieniądze, a jego odpowiedź mnie oburzyła.
Okazało się, że oddał całą swoją wypłatę matce. Twierdził, że siostra potrzebuje nowych ubrań, trzeba pilnie opłacić rachunki za media i kupić jedzenie oraz inne wydatki. W odpowiedzi na moje niezadowolenie usłyszałam jednoznaczne zdanie: “Dzieci muszą pomagać swoim rodzicom i wspierać ich finansowo”.
Cały miesiąc żyliśmy w ramach surowego budżetu. Płaciłam za przejazd Maksymowi, sama kupowałam jedzenie i rezygnowałam z wielu rzeczy. Ale w kolejnym miesiącu postanowiłam go pouczyć. Mój plan nie mógł nie zadziałać.
Pieniądze zawsze dostawałam dwa dni wcześniej niż Maksym. A za wynajem płaciliśmy dokładnie dwa dni po jego wypłacie.
Po otrzymaniu pieniędzy od razu pojechałam do rodziców i schowałam je w pokoju, gdzie spędziłam całe dzieciństwo. Matka wtedy udzieliła mi wielu mądrych rad. Jej zdanie różniło się znacznie od zdania potencjalnej wówczas teściowej. Uważała, że dzieci nie powinny pomagać rodzicom, dopóki same nie staną na nogi.
Po powrocie do domu poinformowałam Maksyma, że w tym miesiącu to on będzie płacić za mieszkanie. Bez większego sprzeciwu zapytał, dlaczego nie mamy jedzenia w domu. Dumnie oznajmiłam, że wszystkie pieniądze oddałam mamie, babci na leki i inne wydatki. Przeszkodziliśmy jego oburzeniu i zamknąłem sprawę jego zdaniem “koronnym” zdaniem: “Dzieci muszą pomagać swoim rodzicom i wspierać ich finansowo”.
Na początku mina Maksyma była zdziwiona, a potem zamyślona. Zapytał, na co będziemy żyć i co będziemy jeść. Odpowiedziałam, że jakoś przetrwaliśmy zeszły miesiąc, więc damy radę i teraz.
W dniu wypłaty Maksyma, zadzwoniła do niego matka i przedstawiła listę potrzeb: siostra potrzebuje nowego obuwia, rachunki za media przyszły, a jedzenie się skończyło. Odpowiedź Maksyma była jednoznaczna. Powiedział, że pieniądze wydał na jedzenie, odłożył trochę na buty, a dla niej może przeznaczyć tylko 20 zlotych.
Matka była oburzona. “Twoja żona przecież pracuje i przynosi pieniądze do domu! To na nią macie żyć!” Na co Maks odpowiedział: “Oddała swoim rodzicom, potrzebowali pomocy”. “Oni są w dwóch! – Nie ustępowała przyszła teściowa, – to niech sami sobie radzą. A ty postanowiłeś nas porzucić?” Maksym był wyraźnie zakłopotany i obiecał oddzwonić.
Rano poprosiłam go o pieniądze na przejazd. Był zirytowany, widząc, że też mi są potrzebne pieniądze, by dojechać do pracy. Zapytał: “A co ja mam wtedy dać mamie?” Chciałam odpowiedzieć: “To nie moje problemy!” Ale powstrzymałam się i zaproponowałam ustalić grafik podziału finansów.
Jeden miesiąc oddajemy pieniądze matce Maksyma, a drugi miesiąc mojej matce. Tutaj Maksym zanurzył się w myśli i przemyślenia o naszych dochodach, czego dawno się spodziewałam. “A na co my będziemy żyć?” – padło bardzo dobre pytanie.
Wieczorem usiedliśmy, policzyliśmy nasze dochody i potrzeby, i doszliśmy do wniosku, że matce Maksyma możemy oddać tylko 5%, nie szkodząc naszemu budżetowi. Resztę wydajemy na nasze potrzeby i wydatki.
Wspominając tę sytuację, często zastanawiam się, co by się stało, gdybym nie pouczyła mojego męża. Pewnie do dziś utrzymywałby swoją matkę i siostrę, nie rozważając wydawania pieniędzy. Dobrze, że sam w porę ustawił priorytety.