Przed przyjazdem rodziców dokładnie posprzątałam, aby “nie wpaść w nieład”. Ale i tak nie było im do twarzy…

Już od dwóch lat spotykam się z moim chłopakiem, niedawno zrobił mi oświadczyny. Oczywiście odpowiedziałam twierdząco, ponieważ kocham Piotra i chcę być jego żoną. Jednak niepokoi mnie jedna kwestia – przez cały ten czas mieszkamy osobno.

Piotr mieszka z rodzicami, a ja w akademiku na uczelni. Uważam, że przed ślubem koniecznie trzeba spróbować mieszkać razem, żeby się lepiej poznać, bo życie codzienne to nie tylko miłość.

A poza tym, życie razem to nowy etap w związku, na który już dawno jestem gotowa. Kilka razy zasygnalizowałam Piotrowi moje pragnienie, ale jakoś nie zareagował na to. I niedawno powiedział mi, że jego rodzice wyjeżdżają na wakacje, a mieszkanie będzie w naszym dyspozycji przez dwa tygodnie.

Byłam bardzo szczęśliwa z tej wiadomości, przynajmniej na chwilę będziemy mogli mieszkać razem. Kiedy przeprowadziłam się do Piotra, od razu wcieliłam się w rolę żony. Gotowałam mu śniadania, odprowadzałam do pracy, witałam go po pracy i częstowałam kolacją. Codziennie sprzątałam w domu, żeby jakoś umilić życie chłopcu.

Mówiąc to, kiwnęłam głową, chociaż w głowie pomyślałam, że w przyszłości można to będzie skorygować i nieco zmienić nasz układ rodziny.

Kiedy rodzice mieli wrócić, dokładnie posprzątałam mieszkanie, żeby “nie wpaść w nieład”. Chciałam spodobać się mojej przyszłej teściowej, z którą nie mieliśmy jeszcze okazji się poznać osobiście. Nawet upiekłam smaczny placek, żeby pokazać, że jestem dobrą gospodynią.

Spokojnie wróciłam do domu wieczorem przed przyjazdem rodziców. Ale następnego dnia Piotr zaskoczył mnie nowiną. Okazało się, że jego matka nie doceniła moich starań, a wręcz zaczęła narzekać, dlaczego w mieszkaniu jest bałagan.

Byłam zszokowana tym, co usłyszałam, bo po ich wyjeździe od razu posprzątałam i nie zauważyłam żadnego nieporządku. W pierwszym dniu wręcz zaczęłam sprzątać, myśląc, że teściowa po prostu nie zdążyła ogarnąć domu. To przecież się zdarza!

Ale żeby tak mnie oskarżyć, że jestem okropną gospodynią… A co więcej, przekazała, że mój placek jest zupełnie nieudany, twardy jak kamień. Nie mogłam uwierzyć, że coś jej nie spodobało, przecież bardzo się starałam.

Mam wrażenie, że ona mnie po prostu nie polubiła jeszcze przed tym incydentem. Być może Piotr jej coś powiedział, a może obawia się, że wprowadzę się do ich mieszkania. Sama nie wiem.

Ale po tym, co się stało, wyraźnie straciłam zainteresowanie naszym przyszłym ślubem. Zaczynam myśleć, że go zawiodłam. Chcę mu udowodnić, że to myślenie jego mamy jest błędne, ale nie wiem, jak to zrobić.

Co myślicie, co powinnam zrobić w tej sytuacji?