Ożeniłem się z ogromną miłością. Miała na imię Anna. Wydawała się zwykłą dziewczyną, ale nie mogłem bez niej żyć. Wieczorami odprowadzałem ją do domu i czekałem całą noc na poranek, aby się z nią spotkać ja.
Kilka miesięcy później poprosiłem ją, aby zamieszkała ze mną. Oświadczyłem się podczas uroczystej ceremonii, a Anna się zgodziła.
Naprawdę pragnąłem mieć dzieci. Powiedziała, że powinniśmy poczekać, żyć dla siebie i dopiero wtedy, kiedy będziemy gotowi, myśleć o dziecku.
– O czym my tu myślimy? – nie rozumiałem. Lepiej zostać rodzicami teraz, kiedy jesteśmy młodzi i silni.
Widziałem w jej oczach, że nie była zadowolona z perspektywy zostania matką, ale myślałem, że wszystko się ułoży. Kiedy będzie trzymać dziecko w ramionach, zrozumie, jak bardzo się myliła.
Wkrótce potem moja żona zaszła w ciążę. Kiedy nadszedł czas, zabrałem Annę do szpitala położniczego. Kiedy pielęgniarka podeszła do mnie i powiedziała, że będziemy mieli trojaczki (dwie córki i syna), był to najszczęśliwszy moment w moim życiu. Byłem dorosłym mężczyzną, ale skakałem z radości.
W dniu wypisu przyszedłem z kwiatami. Dla Anny przygotowałem niespodziankę: kupiłem piękny złoty pierścionek. Ale nie miałem komu go dać. Dowiedziałem się, że Anna uciekła w nocy.
Nie mogłem nawet myśleć z powodu szoku. Dobrze, że przyjechali moi rodzice. Pomogli mi zabrać dzieci do domu. Kiedy wyjeżdżałem, moja mama opiekowała się wnukami.
Jakieś pół roku później zdałem sobie sprawę, że to chyba nawet lepiej. Jeśli Anna nie chce mieć dzieci, to nie musi. Wychowamy je bez niej.
Czas mijał. Dzieci poszły do przedszkola, potem do szkoły. Potem z powodzeniem kontynuowały naukę na uniwersytetach.
Nigdy nie ożeniłem się po raz drugi. Kilka razy spotykałem się z dziewczynami, ale zdałem sobie sprawę, że nie mogę im ufać. Zawsze czekałem na jakiś haczyk. Wtedy zdałem sobie sprawę, że lepiej nie próbować. Mieszkałem sam.
Pewnego dnia dzwonek do drzwi zabrzmiał. Moja córka otworzyła drzwi. Na progu stała… Anna. Była stara, ale wciąż bardzo piękna.
Zapytała:
– Mogę wejść?
Wpuściłem ją. Zaproponowałem jej nawet filiżankę kawy. Powiedziała mi, że w tym momencie nagle zdała sobie sprawę, że nie kocha mnie ani dzieci i nie chce marnować na nas życia. Ale teraz chce to naprawić, nie ma gdzie mieszkać, więc postanowiła wrócić do rodziny.
– W końcu to moje dzieci – powiedziała Anna – Powinny zrozumieć, że ich matka potrzebuje pomocy finansowej na starość.
Jak się okazało, Anna nie chciała pomocy finansowej, chciała pełnego wsparcia.
Szczerze mówiąc, rozśmieszyło mnie to. Dzieci spojrzały na siebie. Wyraźnie nie były zadowolone z pojawienia się ich marnotrawnej matki.
Poprosiłem Annę, aby odeszła i nigdy więcej do nas nie przychodziła. Próbowała wyjaśnić coś jeszcze, ale nikt nie chciał jej słuchać.
Teraz jestem szczęśliwym dziadkiem. Mam sześcioro wnucząt. Bardzo kocham moje dzieci, a one kochają mnie. Ale w naszym życiu nie ma miejsca dla Anny.