Zabrałam dziecko i wynajęłam mieszkanie. Później stopniowo przewiozłam nasze rzeczy i zostawiłam mu klucze na stole

  • Taki mam charakter, zdradzam, ale kocham tylko ciebie – powiedział Piotrek. I mógłby obiecać, że już tego nie zrobi, ale to byłoby kłamstwem, więc muszę to zrozumieć i zaakceptować. To normalne? Całe nasze małżeństwo okazało się niespełna.

Nieszczęścia spadały na mnie jak z worka. Najpierw dowiedziałam się o zdradzie Piotrka, nie jednej. Okazało się, że robił to regularnie – takie ma usposobienie, powiedział.

Ale kocha tylko mnie. I mógłbym obiecać, że tego nie będzie więcej, ale to byłaby kłamstwo, więc muszę to zrozumieć i zaakceptować. To normalne?

Wtedy powiedziałam coś niewyraźnego, jakby, no to niech i on zaakceptuje mnie… A on się zdenerwował i podniósł na mnie rękę. To była ostatnia kropla. W naszym małżeństwie.

Małżeństwo – to dokładne słowo! Całe nasze życie rodzinne okazało się niespełna. Rozstaliśmy się z Piotrkiem. No, jak się rozstaliśmy? Zabrałam dziecko i wynajęłam mieszkanie. Później stopniowo przewiozłam nasze rzeczy i zostawiłam mu klucze na stole. Nawet teraz nie rozumiem, ale teraz on zaczynał mnie zdradzać, tylko teraz ciągnął ich do domu…

Pierwsze trzy miesiące wracałam do siebie i próbowałam uregulować nasze bytowanie. I dopiero co wszystko zaczęło się jakoś układać, a nasz salon piękności został zamknięty. Nic strasznego, ludzie w moim zawodzie zarabiają nawet pracując w domu, a ja już miałam swoich klientów (manicure, pedicure). Najgorsze jest co innego.

Poprosili nas, abyśmy wyprowadzili się z mieszkania w ciągu tygodnia – właściciel je sprzedał. A znalezienie mieszkania w naszym mieście… Nie, nawet jeśliby za darmo dawali, to jeszcze trzeba zapłacić z góry za 2 miesiące…

Ogólnie zostaliśmy z dzieckiem na ulicy. Jakoś znalazłam schronienie w akademiku, ale zupełnie w innym rejonie. I straciłam klientów. Nikt nie będzie godzinę jechać w drugi koniec miasta, żeby pomalować paznokcie…

Zatrudniłam się w salonie obok domu, na razie, dopóki współpracowniczka jest na urlopie macierzyńskim. No, myślę, główna rzecz, to zdobyć klientów, a potem można i pracować w domu (plotki dobrze działają). Dziecko zachorowało.

Nie mamy tu babć i dziadków, nikomu go zostawić. Jestem w pracy, a sama czuję, jak mi serce pęka, jak się ma Andriuszka? W przerwie biegnę do domu, a on ma gorączkę 40 stopni… Pogotowie przyjechało, do szpitala go zabrali, płacze – mama, nie oddawaj mnie…

Po tygodniu wypisali go, stracił na wadze… A my w pierwszej klasie. Przeszedł na nowe tematy, wrócił ze szkoły i nie może zrobić lekcji. Dwie godziny tłumaczę, a on jak w zawieszeniu. Nie mam już sił… Kiedy to stanie się łatwiejsze?