Życie rodzinne powinno opierać się na zaufaniu i szacunku. To właśnie powiedziała mi moja matka, kiedy przyszłam do niej z walizkami po kłótni z mężem.
– Co tym razem nie podzieliliśmy? – pytała mama.
A ja nie wiedziałam. Kłótnie zaczęły się z powodu jakiejś bzdury, ale urosły do takiej skali, że cały dom wiedział o naszym konflikcie.
Mój mąż jest bardzo impulsywny. Jest jednak taki sam jak ja. Prawdopodobnie z powodu młodego wieku i braku doświadczenia nie mogliśmy znaleźć kompromisu, i każde z nas starało się udowodnić, że ma rację. Ale kochaliśmy się. Nie wyobrażaliśmy sobie życia osobno. Po takich kłótniach godziliśmy się następnego dnia, i wszystko było w porządku. Takie mieliśmy relacje.
Moja mama brała to wszystko z przymrużeniem oka. Na początku oczywiście się denerwowała i nas beształa, ale potem zrozumiała, że to nie ma sensu, bo zaraz się pogodzimy, i wrócę z walizkami do domu.
Jedyną osobą, która ciągle się oburzała, zarzucając mi wszystko, co dobre i złe, była moja teściowa.
– Jesteś kobietą, nie powinnaś się tak zachowywać! Musisz ulegać mężowi i we wszystkim mu pobłażać – mówiła. – A ty zachowujesz się jak dziecko. Krzyczysz, panikujesz, pakujesz swoje rzeczy. Nie rozumiem, jak mój syn w ogóle z tobą wytrzymuje.
I zawsze tak było. Od dnia naszego ślubu. Anna wtykała nos we wszystkie nasze sprawy. Ilu gości zaprosić, jaki tort zamówić, jaką suknię wybrać. Musiała wiedzieć o wszystkim i nie daj Boże, gdyby coś zostało postanowione bez jej udziału.
Byłam wściekła, cały czas chciałam wyrazić swoje niezadowolenie, ale mąż prosił, żebym nie kontaktowała się z jego matką i nie psuła relacji. Więc znosiłam to. Zepchnęłam dumę gdzieś daleko, byłam wściekła i milczałam, żeby nie urazić teściowej.
Po ślubie nic się nie zmieniło. Anna mogła przyjść do naszego domu w każdej chwili i zacząć udzielać nam rad, jak lepiej żyć, co kupić, jakie filmy oglądać i z kim się komunikować.
Po raz kolejny postanowiła odwiedzić nas w sobotę o dziewiątej rano. Mój mąż wyjechał w podróż służbową, a ja wykorzystałam ten moment i spędziłam wolny dzień w łóżku, oglądając filmy i jedząc słodycze.
– Nadal śpisz? – zapytała moja teściowa.
– Nie śpię, ale jeszcze nie wstałam – odpowiedziałam.
– W domu bałagan, nic nie ma, cała sterta niewyprasowanego prania. Zamiast wykonywać obowiązki domowe, to leżysz i nic nie robisz – zaczęła pouczać mnie o życiu teściowa.
– I co? Mam dzień wolny, mam do tego pełne prawo – nie drążyłam tematu.
– Boże, gdzie mój syn miał oczy, kiedy się z tobą żenił! – płakała Anna. – Powiedziałam mu, że nigdy nie będzie z tobą szczęśliwy!
W milczeniu wstałam, poszłam do kuchni i włączyłam czajnik.
– Napijesz się herbaty? – zaproponowałam.
Moim zdaniem najlepszą zemstą jest całkowita ignorancja. I to właśnie starałam się robić. Starałam się ignorować teściową. A to jeszcze bardziej ją irytowało.
Anna chciała wywołać we mnie emocje. Trzymałam się ostatkiem sił, bo zdawałam sobie sprawę, że jeśli ulegnę uczuciom i warknę na nią, to przegram.
– Jaką herbatę? – pewnie nie masz nawet czystych szklanek – powiedziała moja teściowa.
– Zawsze będę miała dla ciebie, nie martw się – uśmiechnęłam się słodko.
– Niczego nie potrzebuję. Ostatnio nakarmiłaś mnie swoimi ciastami i przez dwa dni bolał mnie brzuch – powiedziała teściowa.
Moja cierpliwość była już na wyczerpaniu. Jeszcze kilka takich zwrotów w moim kierunku, a wyrzuciłabym ją za drzwi. Ale ona uśmiechnęła się i powiedziała:
– Przygotowywałam je według waszego przepisu.
Moja teściowa, zdając sobie sprawę, że nie będzie w stanie zrobić mi na złość, powiedziała:
– Dobrze, idę do domu. A ty idź i zajmij się jakąś pracą. Ugotuj coś, bo mój syn wróci do domu głodny, a w domu nie ma nic do jedzenia.
– Nie będzie głodny. Nie martw się. Zamówię pizzę i jego ulubione sushi.
Widać było, że teściowa stara się jak może, by nie powiedzieć mi czegoś przykrego w odpowiedzi.
Po zamknięciu za sobą drzwi wejściowych, skrzyżowałam ręce i odetchnęłam z ulgą. Mam nadzieję, że nigdy nie będę taką teściową.