Czy zamierzasz wyjść za mąż? No cóż, mamo! A kto będzie spłacać kredyt? – Powiedziała z rosnącym zdziwieniem i nieco złością Marta. – No cóż, mamo! Zamierzasz wyjść za mąż! – Rozgniewała się. A kto będzie spłacać kredyt? Potem spojrzała w okno na matkę i płakała, ale nie z powodu jej, tylko z powodu emerytury.
- Wszystko w porządku, córeczko, odchodzę od ciebie – powiedziała Helena z niepokojem, ale zdecydowanie. Marta, kobieta o pełnych kształtach, którą nazywano grom-zoną, odwróciła się: Z materiałów
- Gdzie zamierzasz iść? W jakieś goście, czy co?
- Nie, w ogóle odchodzę.
- To do Aleksandry? Masz tam coś do roboty? Sami ledwo żyją. Nadmiernie ich obciążasz.
- Kamil zrobił mi propozycję – odpowiedziała matka, opuszczając oczy.
- No cóż, mamo! – Rozgniewała się Marta. – Zamierzasz wyjść za mąż?! A kto będzie spłacać kredyt, co? Będziesz go zabrać ze sobą.
- No, tak, muszę żyć czymś.
- Nie, spójrzcie. Wszystko na was spada – nie wiesz, jak się zachować, a ona zamierza wyjść za mąż?!
- Marto, od śmierci ojca spłaciłam ci już trzeci kredyt, pomyśl, zanim zaczniesz zarzuty.
- To czy nie poszły na związek, ale dla mnie i twoich wnuków. Twój zięć nie wychodzi z zarobkiem, zarabia pieniądze. Myślisz, że ma łatwo?
- Ty jesteś zwariowana na punkcie pieniędzy. To ciągłe myśli o nich. Wszystko, o czym rozmawiamy, to pieniądze.
- No, co ci brakuje? Żyjesz, jesz, śpisz u mnie.
- Takie życie to co za życie? Przeprowadziłam się do ciebie, myślałam, że będę zajmować się wnukami, a ty sprawiłaś, że w ogóle ich nie widuję. Tylko narodziłam, to zatrudniłaś opiekunkę, mówiąc, że mogę wpuszczać stare dziecko. Potem przedszkole, szkoła. W ogóle przestałam ich widzieć. Nawet się nie witają. A jak cząstką chleba się do mnie przypierdoliłaś, to dziękuję!
- Dobrze, że nie widzisz ich. Krzysztofa zapisałam do angielskiej szkoły. Wiesz ile to kosztuje? Ubrania, stroje sportowe, książki, podręczniki, korepetycje, bo musi się dostosować. Tam dzieci się uczą, z dużymi szefami. Żeby go tam umieścić, przekazałam wiele pieniędzy.
- No dobrze, Krzysztof przestał mówić po polsku. Co masz przeciwko temu, że zna angielski? W instytucie języków obcych go zatrudnię. Będzie pracować jako tłumacz w jakiejś bogatej firmie.
- A co, nie można rozmawiać po polsku w domu?
- Po co ci twoja polska? Wyobraź sobie, jak biegle mówi po angielsku. Umiejętności te przydadzą mu się na przyszłość. Tylko, żebyś zrozumiała. Przeniosę Annę tam za rok. Znowu pieniądze. A ty idziesz, to czy masz wstyd?
- Więc jestem tu, jak w więzieniu. Karmisz jak w szpitalu, rygorystycznie według harmonogramu i porcjach.
- Matko. Musisz oszczędzać. Potrzebne są pieniądze.
- Wstrzymaj się od oszczędzania, na trzy dni daj mi herbatę. Do późnej godziny nie pozwalasz włączyć światła w pokoju. I kładziesz się spać o dziesiątej, jak małe dziecko. Nie gotujesz herbaty na gazie. Nie pozwalać na dodatkowy przekąsek. Telewizję – oglądamy tylko wiadomości co godzinę. Myślisz, że mi łatwo tak żyć? A wiosną przeprowadzam się na działkę i mieszkam tam sama, tylko przyjeżdżacie na weekendy. Cały ogród jest na mnie. Wykopki, podlewanie, chmaracze owadów. Każdy ogórek jest liczony, każda pomidorka. Cały plon jest przewożony na targ. Dlaczego diabeł wziął takie życie? Kiedy ostatni raz kupowałaś sukienkę, nie pamiętam. Nie jestem martwa, żyję.
- No tak, znalazłaś narzeczonego bez nowego sukienki – powiedziała Wiktoria z sarkazmem. Nie ma prawdy, oto taka, nie wstydząc się, weszła w związek z obcym mężczyzną? Widziałaś się w lustrze od dawna?
- Wasylu Mychajłowiczu, bierze mnie taka, jaka jestem.
- Matko, może poczekasz z małżeństwem? Jeszcze rok i płatność zostanie spłacona. A potem, pewnie, wolność. Rozumiem cię jako kobietę.
- Nie, Wiktoria, już spakowałam rzeczy. Walizka tam stoi. Wasyl Mychajłowicz czeka przy wejściu.
- No idź – rozgniewała się córka. – Jeśli matka zostawia swoją rodzinę w tak trudnym czasie, komu można wierzyć?
- A ty nie ciągnij tam, gdzie cię spodnie nie wpuszczają. Będzie łatwiej żyć. Dzieci są teraz dorosłe. Chrystina w nocy płacze. Jest samotna. Zięć przyjedzie, pozdrów go ode mnie. Idę.
Helena podniosła walizkę i wyszła z mieszkania. Wiktoria w bezsilnym gniewie krzyknęła jej:
- Moje nic nie weźmiesz?
- Możesz sprawdzić – spokojnie odpowiedziała matka i wyszła przez drzwi. Wiktoria patrzyła za nią przez okno i płakała. Płakała tylko z myślą: “Gdzie zdobyć pieniądze, żeby zapłacić za kolejną ratę?!” Nie chciało się jej otwierać skarbonki, odkładała te pieniądze na naukę Krzysztofa w instytucie. A mąż jeszcze długo nie przewiezie pensji. A płatność już za trzy dni. He-he-he!