Kiedyś znalazłam w kieszeni męża klucze do obcej kobiety

Wyjmowałam paszport męża z jego kurtki, musiałam zrobić kopię. Sam spał od nocy, więc nie chciałam go budzić. Wewnętrzna kieszeń była tam, gdzie znalazłam klucz do mieszkania. Nie naszego, obcego. Z jakimiś dziewczęcymi breloczkami.

Byłam zdziwiona, sfotografowałam znalezisko. Może go to przetłumaczy i zacznie się tłumaczyć? Poszłam do pracy.

Cały dzień byłam zdenerwowana, omawiałam to z koleżankami.

  • Zaczęła go wpuszczać! Klucz od jej mieszkania! – takie były opinie większości.

Nie chciałam w to wierzyć. Może znalazł ten klucz? Albo ktoś dał mu na czas urlopu, na przykład, żeby karmić kota?

Paweł obudził się o trzeciej, od razu zadzwonił do mnie. Po głosie można było usłyszeć, że jest zdenerwowany. Pyta:

  • Dlaczego włożyłaś rękę do mojej kieszeni?
  • Prosiłam cię przez tydzień, żebyś zrobił kopię paszportu. Wykonałeś moją prośbę? Nie. Muszę wszystko robić sama. A co takiego? Włożyłam rękę do twojej kieszeni? Jestem twoją żoną, nie obcą osobą. Ty też czasami bierzesz ode mnie trochę drobnych z kieszeni. Paweł, a co tam masz za klucz? – zapytałam go wprost.

Jego odpowiedzią były sygnały dzwonka. Rodzaj przerwania połączenia. Zadzwoniłam z powrotem – telefon był niedostępny. Koleżanki zaczęły jeszcze głośniej:

  • Musiałaś zrobić kopię klucza, a potem śledzić męża! Śledzić go i złapać na gorącym uczynku!

Powiedziałam: “Nie, wierzę swojemu mężowi!”

W odpowiedzi na moją ripostę usłyszałam historie innych kobiet. Wszystkie one zaczynały się od słów: “Ja też wierzyłam swojemu mężowi…”, a kończyły się tak: “Nie płaci alimentów, i jeszcze raz się ożenił, skurwysyn!”.

Moje koleżanki nakręciły mnie na maksa. Byłam gotowa rzucić pracę, nie zważając na konsekwencje, i biec do domu, by ukarać podstępnego zdrajcę.

Przez całą drogę byłam zły na moją niewiarę. A może miał rację? Mówił jedno, a jego matka co innego?

Następnego dnia na pracy opowiedziałam, jakie drzwi otworzył ten znaleziony klucz.

  • Ukartowali razem! Jak byłaś w pracy, twój Paweł kupił nową zamek i pojechał do swojej matki i go zamienił! Nie, nie tak! Po prostu zabrał klucz od swojej matki i przymocował do niego breloczki! Cię oszukują, jak ostatnią głupią! A ty wierzysz! – zaczęły krzyczeć koleżanki, ale na szczęście udało mi się ich uciszyć.

Zrozumiałam: nie można słuchać nikogo. Trzeba wierzyć swojemu mężowi, a nie dziwnym domysłom kolektywu, w którym 80% kobiet jest rozwiedzionych.

Wierzyć mężowi, tak jest. Ale wieczorami, kiedy zasypiam, cieniutka wątpliwość gryzie mnie jak robak. Może ten klucz wcale nie był taki prosty?