Mąż i ja byliśmy w małżeństwie od około 20 lat. W ciągu tych lat nigdy nie wyraziłam złego słowa o swojej teściowej. Żyliśmy w różnych miastach i spotykaliśmy się tylko od czasu do czasu na święta. Zawsze traktowałam ją z szacunkiem, wydawała mi się spokojną i miłą kobietą.
Jednak po śmierci mojego teścia, około miesiąca później, zaczęłam zauważać, że mój mąż bardzo się zmienił. Zaczął krytykować mnie za błahe rzeczy, mówił, że źle gotuję, wytykał mi każdą wydaną kopię. Ciągle podkreślał, że jestem złym gospodarzem i nie potrafię dbać o nasz dom. Nigdy wcześniej nie wypowiadał takich słów.
Później mój mąż przestał mnie wspierać i pomagać. Upłynęło trochę czasu, a on stał się jeszcze bardziej kategoryczny.
Pewnego wieczoru podsłuchałam rozmowę teściowej i mojego męża. Wtedy zrozumiałam, o co chodzi: podczas rozmowy teściowa obrzuciła mnie błotem od stóp do głów. Wymieniała wszystkie moje minusy i wady, twierdząc, że siedzę tylko w domu i nie zajmuję się niczym. Mówiła, jaka jestem beznadziejna, a bardzo współczuła swojemu jedynakowi, czyli mojemu mężowi. Tego wieczoru zrozumiałam wszystko, ale było już za późno.
W naszej kuchni pojawiła się nowa gospodyni. W weekendy mój mąż odwoził ją do kliniki, na zakupy i na targ. Teraz to ona zarządzała naszym domowym budżetem. Starałam się z całych sił naprawić sytuację, ale moje wysiłki były daremne: mąż nie chciał mnie słuchać. Jedyną osobą, którą cenił, była moja teściowa.
Nie mogłam już tego znieść, więc postanowiłam odejść od męża. Teraz mieszkam w naszym spokojnym mieszkaniu w mieście i przygotowuję się do rozwodu. Bardzo żałuję, że zaproponowałam swojej teściowej mieszkanie z nami. Powinnam trzymać ją z dala od nas. Nigdy bym nie pomyślała, że po 20 latach szczęśliwego małżeństwa matka mojego męża stanie się tak niezaprzeczalnym autorytetem dla niego.