Zobaczyłam w parku dużą rodzinę, w której ojciec jeździł na wózku inwalidzkim. On był trzonem rodziny, a jego bliscy stanowili wsparcie

Wczoraj pewna rodzina spacerowała po parku. Matka, bardzo mały chłopiec, siedmioletnia dziewczynka, dwóch nastoletnich braci. Spacerowali. A tata jechał na wózku inwalidzkim z silnikiem.

Jechał bardzo sprawnie, mimo że to była leśna ścieżka, a nie centralna aleja. Korzenie drzew i dziury czasem przeszkadzały. Ale ojciec rodziny z łatwością poradził sobie z wózkiem.

I wszyscy się śmiali, cała rodzina, z radości życia. Dziecko podbiegało do ojca, próbując mu coś powiedzieć. Dziewczynka zadawała pytania i przytulała się do ojca. Nastoletni bracia żartowali z ojca, a on wskazywał im kierunek, opowiadał ciekawe historie o mostach i parku. Na wózku inwalidzkim jechał miły, uśmiechnięty mężczyzna.

Obok niego szła jego żona. Czasami pochylała się w stronę męża i całowała go lekko. A on również ją całował.

Rozmawiali, przytulali się, uśmiechali i szli, śmiejąc się, przez piękny słoneczny park.

Szli razem. Chociaż mężczyzna nie może chodzić; ale szli razem. A on był podstawą rodziny. To oczywiste. A jego rodzina była jego wsparciem.

Krewni są naszymi nogami. Naszymi skrzydłami. Kiedy jesteśmy razem, latamy. A miłość daje nam siłę. I wsparcie. I sens życia.