Mojej teściowej, Grażynie, zaledwie 40 lat, idealny wiek, aby cieszyć się życiem na całego. Jednak nie przynoszą mi to żadnych korzyści
Grażyna prezentuje się młodo, a przecież 40 lat to dopiero wiek, prawda? Wyszła za mąż wcześnie, ledwie skończyła 18 lat. Jeszcze przed 19. rokiem życia urodził się jej pierworodny syn, Sławomir. Później przyszły kolejne dzieci, ale ja wyszłam za mąż za tego samego, trochę starszego.
Teść, Henryk, jest znacznie starszy od Grażyny, wziął ją, jak to wtedy było modne, młodą dziewczynę, aby ją wychować pod siebie. Z pierworodkiem radzili sobie, nie ma do nich pretensji, nie skarży się na nich.
A Grażyna nie dołączyła do grona leń, ledwo skończyła szkołę, poszła na kursy księgowości, pracowała zdalnie, potem pół etatu, podnosiła kwalifikacje. Poradziła sobie, skorzystała z połączeń zmarłego męża, stała się porządną księgową, zrobiła karierę w jednej z firm jego przyjaciela.
Pomocy nie miała, skąd miała ją spodziewać, choć była piękną wdową, to trójka dzieci odstraszała podrywaczy. A po prostu nie chciała niczego za darmo.
Postanowiła, że dopóki dzieci nie skończą szkoły, nie myśli o swoim życiu osobistym, a potem, co los przyniesie. Najważniejsze to postawić wszystkich na nogi, nauczyć samodzielności.
Podczas gdy chłopcy chodzili do szkoły, Grażyna robiła dla nich wszystko. Inwestowała w korepetycje, aby dostali się na budżet, popychała ich do różnych kółek, aby zdecydowali o swoich zainteresowaniach i zdolnościach, zrozumieli, co naprawdę ich interesuje. Tak, aby potem można było znaleźć pieniądze na ich hobby, niegodne jest, aby chłopcy utrzymywali się z matki.
Poślubiliśmy Sławka jeszcze jako studenci.
Teściowa mnie zaskoczyła: wsparła mnie niewielką sumą, pomogła w organizacji ślubu i urlopu poślubnego – a potem nie wtrącała się. Bałam się młodej, aktywnej “drugiej mamy”, która będzie mnie męczyć regularnymi wizytami. Ona dzwoniła raz w tygodniu, to jej wystarczało.
Młodsi bracia mieszkali z Grażyną, jeden już był na uniwersytecie, drugi uczęszczał do ostatniej klasy.
Studenta średniego, Henryk nie wspierała finansowo. Wymagała od niego płacenia za czynsz i jedzenie. Naciskała: facet powinien płacić za siebie sam. To dla niej była taka zasada, że nie wolno utrzymywać chłopaka.
A my niedawno staliśmy się rodzicami, mamy córkę. Teściowa pojawiła się w szpitalu na wypisie, przywitała się. Potem wpadła w odwiedziny, z prezentami dla małej – i znów jej nie ma. Brak kontroli, jak ją karmimy i tak dalej. Przyjaciółki narzekają na teściową, ja nie mogę jej wciągnąć do naszych wizyt.
Ale kobieta nie smuci się. Każdy weekend to wędrówka, wyjście do świata, podróż. Patrzę na jej profil w mediach społecznościowych – oczy śmieją się. Tu jest na nartach z kimś, a tu już pędzi rowerem. A niedawno zaczęła mówić, że ktoś ją ożenił. Już pojechali na wakacje razem, poważnie zastanawia się, czy przyjąć oświadczyny.
Sławek trzyma się za głowę.
Ja osobiście milczę, ale lepiej byłoby, gdyby finansowo nam pomogła, niż wydawać pieniądze na bzdury. Wychowanie dziecka kosztuje drogo, a wynajem jeszcze drożej. Ale teściowa śmieje się, mówiąc że sama wychowała dzieci, a my musimy. A jeśli zechce pieluchy, to urodzi sobie jeszcze jedno dziecko, będzie wychowywać, jak ona chce, bez moich wskazówek.
Żal mi, bo ona odziedziczyła mieszkanie po mężu. A my kręcimy się, jak możemy. I walczymy o pracę bez protekcji i służby. Ona została z dorosłymi dziećmi sama, mogła się z nimi dogadać, a przyjaciele dobrze pomogli. Gdzie tu sprawiedliwość?