To był niedzielny poranek, kiedy nie chce się robić niczego, poza leniuchowaniem w łóżku. Andrzej, po wypowiedzeniu zdania, podszedł do kuchenki i automatycznie ocierając swoim nosem o czubek głowy Kasi, która kroiła warzywa. Następnie objął ją i przycisnął do siebie.
- Mam nóż w rękach, uważaj – Kasia zagrzmiała pozornie oburzona.
Bez zważania na nią, wrzuciła warzywa do salatki i zaczęła ubijać jajka. Słońce jasno świeciło za oknem, a duch od razu się podniósł. Miał ochotę śpiewać piosenki i wybrać się gdzieś na przejażdżkę samochodem. Albo jeszcze lepiej – na niezaplanowane wakacje, aby rozgrzać zmęczone ciało.
Odsunąwszy się od żony, która była całkowicie rozmiękczona od uczuć, Andrzej usiadł przy stole, złączył dłonie i patrząc w okno, zamyślony, powiedział:
- Kochanie, chcę mieć dzieci. W idealnym przypadku dwójkę: chłopca i dziewczynkę.
Kasia odłożyła produkty na bok i cicho usiadła obok, udając, że dotyka swojego czoła:
- Andrzej, czy zwariowałeś? Dlaczego dzieci? Przecież od razu uzgodniliśmy, że nie chcemy. Ty i ja. Po co nam to?
- Kasiu, co z sensu życia? Mamy już wszystko: mieszkanie, samochody, pracę, dobrobyt. Dlaczego żyć? Dla kolejnej futro czy podróży? Długo nad tym myślałem i dojrzałem. Nie chcę marnować życia, chcę dbać o kogoś, żeby mnie nazywano “tato”.
Na te słowa Kasia odsunęła produkty, usiadła obok i cicho powiedziała:
- Czyżby matka nam w głowach poprzewracała?
- Co ma matka do tego?
Na te słowa Andrzej podniósł głowę, jego ton stał się drażniący. Dlaczego ona go nie rozumie? Przecież rozmawia z nią, a ona rozmawia ze ścianą?
- Słyszysz mnie w ogóle? Mówię ci, że chcę mieć dzieci.
- A ja ci mówię, że nie chcę! I ty, i ja, od samego początku. Po co to wszystko?
- Kasiu, co z sensu życia? Mamy już wszystko: mieszkanie, samochody, pracę, dobrobyt. Dlaczego żyć? Dla kolejnej futro czy podróży? Długo nad tym myślałem i dojrzałem. Nie chcę marnować życia, chcę dbać o kogoś, żeby mnie nazywano “tato”.
Po tych słowach Kasia podniosła się, otworzyła kabinę prysznicową i zaczęła się przebierać. Nie było o czym rozmawiać, jej argumenty znał od dawna.
- A co zdecydowałaś?
- A co mam wybrać? Jestem przeciwna, a on mnie przekonuje. Boję się, że mnie zmusi i zacznę nienawidzić tego dziecka. Po co mam się na to godzić? Przecież dzieci to koniec naszego życia. To nie jest jak piesek, którym można się pobawić. W ogóle nie chcę dzieci, i co z tego?”
- Kasia nerwowo przeklikała zapalniczką i odwróciła się. Nienawidziła, kiedy porozumienia były łamane, i teraz nie rozumiała, jak jej Andrzej mógł nagle stać się tak rodzinnym. Nie chciała go stracić, bo mimo długiego związku nadal go kochała. Jego troskliwość, czułość, to, jak gotował kawę rano, jak śpieszyli się na wspólne śniadanie, gryząc się o kanapki.
Kochała ten przytulny świat, który stworzyli, i nie chciała, żeby się rozpadał. A widziała i wiedziała, jak dzieci wpływają na życie. To jest brak snu, pretensje, kłótnie, bardzo często rozwody. I po co wszystko niszczyć? Dla mitycznych słodkich nosków?
- I co zdecydowałeś?
- Co mogę zdecydować? Jestem przeciwna, on naciska. Boję się, że mnie zmusi i zacznę nienawidzić to dziecko. Po co mam się na to godzić? Przecież dzieci to koniec naszego życia. To nie jest jak piesek, którym można się pobawić. W ogóle nie chcę dzieci, i co z tego?”