Przyszła teściowa nalega na zawarcie umowy przedmałżeńskiej
Matka mojego narzeczonego okazała się nie do zniesienia. Namawia go, a nawet stawia warunek (podaruję bonus), że podczas rejestracji ślubu powinniśmy podpisać umowę przedmałżeńską. Oczywiście, to nie wróży niczego dobrego dla mnie. Jednak nie miałam jeszcze okazji zapoznać się z treścią tego dokumentu.
Zainteresowałam się, jakie będą główne punkty tej umowy. Przecież ja również mogę zaproponować swoje warunki w odpowiedzi. Nikt nie zmusi mnie do podpisywania wszystkiego według jej życzenia, a potem zostawi mnie w lodzie po dwudziestu latach małżeństwa. A jeśli uważa, że jej syn jest taki niezwykły i że jestem gotowa oddać za niego wszystko, to się myli. Ale dla ciekawości można się dowiedzieć, dokąd wieje wiatr. Oczywiście, zamykam to “okienko”, aż za wcześnie!
No, zobaczmy, na co ona taka “fajna”…
Punkt 1. Jeśli którakolwiek ze stron zostanie przyłapana w samotności z przedstawicielem płci przeciwnej w pomieszczeniu, to po rozwodzie każdy otrzymuje tylko to, co sam zarobił, nie dzieląc się na pół.
Punkt 2. Jeśli ktoś podniesie głos na drugiego, to rozwód z majątkiem według tej samej zasady – “każdy dostaje swoje, bez podziału”.
Punkt 3. W przypadku rozwodu wszystkie prezenty wracają do osoby, która je podarowała. W przypadku jej śmierci – synowi (córce).
Przede wszystkim, ta pani musi być przetestowana pod kątem demencji. Poważnie uważa, że powodem rozwodu może być przebywanie w pomieszczeniu na samotne z innym mężczyzną. Czyli jeśli przyjaciel przyjdzie do nas trochę wcześniej, nie powinnam go wpuścić do środka. I nikogo z moich kolegów – mężczyzn również. Hmm…, jak jej wytłumaczyć ten absurd? Chyba się pośmieją! A potem jak mam pracować z nimi i utrzymywać normalne relacje? Czy to nie wpłynie na moje kontakty społeczne, relacje zawodowe? Czyż to nie jest podejrzenie o zdradę, na którą tak upiera się matka mojego narzeczonego?
Co zrobiłam? Zdenerwowałam się, nie zaczynając nawet dyskusji. Negocjacje nie są częścią mojego charakteru. Po prostu wstałam, rzuciłam dokument na podłogę (prosto w jej twarz, na poziomie mojego kultury tego nie pozwala, a szkoda…) i wyszłam.
Zmieniłam numer telefonu, zamknęłam drzwi do mojego mieszkania i przestałam odpowiadać na połączenia.
On próbował zadzwonić do mnie do pracy, tam powiedziałam mu, że nie przeszkadzałby mi w karierze, ale nasza relacja dobiegła końca.
Po miesiącu zaczęło mi brakować męskiego ramienia. Zainstalowałam ogłoszenie w aplikacji randkowej i znalazłam tam kolejnego wielbiciela. Na razie wszystko układa się wspaniale, robi na mnie dobre wrażenie. Chodzę na randki, cieszę się atmosferą pierwszej miłości, ale w głębi duszy nie rozluźniam się. Wiem, że ten może również, pod wpływem kogoś z bliskich, napisać mi “punktów” w umowie przedmałżeńskiej przed zawarciem ślubu. Cóż, będę musiała uciekać od niego w poszukiwaniu nowego…
Najbardziej na tym świecie zawsze kochałam samą siebie i będę kontynuować miłość do siebie, odsuwając wszystkich, którzy odważą się naruszyć moje osobiste granice, głęboko w moim wnętrzu, aby sprawić mi dyskomfort i wziąć pełną kontrolę nad sytuacją.