“Sąsiadka zamieniła mnie w darmową nianią. Gdy chciałam porozmawiać, zrobiła mi “sławę” wśród sąsiadów

Wynajęliśmy mieszkanie w nowej dzielnicy, więc jeszcze nie znałam sąsiadów. Ale drugiego dnia dosłownie zostałam złapana na klatce schodowej przez kobietę w średnim wieku. Nasze poznanie miało miejsce tylko w symbolicznym sensie, ale jakoś natychmiast znalazła się u mnie w kuchni.

Prawdopodobnie wtedy powinnam było to uznać za znak. Ale prawda jest taka, że bardzo szybko odeszła, a przecież nie zapraszałam jej i pierwszy raz ją widziałam. W ciągu kilku minut udało jej się dowiedzieć, że mam sześcioletnią córkę, a ona poinformowała mnie, że ma nieco młodszą siostrzenicę. Często u niej nocowała, więc sąsiadka wyraziła nadzieję, że dziewczynki się zaprzyjaźnią.

Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, co mnie czeka. Następnego dnia, gdy wróciliśmy ze szkoły, zadzwonił dzwonek do drzwi. To było trochę niespodziewane, ale cóż, co zrobić. Jakby na nas czekały, na progu pojawiły się ciotka z jej siostrzenicą, jak się później dowiedziałam, Marią.

“Już jesteście w domu? A my do was!” – bardzo radośnie powiedziała sąsiadka, jakbyśmy byli bliskimi ludźmi, którzy się dawno nie widzieli. Byłam trochę zszokowana, ale nie mogłam od razu wrócić do siebie. “A my przyszłyśmy kilka minut temu, teraz tylko się przebrniemy”. “Nie ma sprawy, niech Maria poczeka tutaj chwilę. Prawda, Maryo?”. I mogę przysiąc, że ciotka jakby została zdmuchnięta przez wiatr po tych słowach.

W rzeczywistości moja córka była zadowolona. Często zmienialiśmy miejsce zamieszkania, więc nie udawało jej się normalnie zaprzyjaźnić z dziećmi z klatki. Marii było prawie 6 lat, więc różnica wieku nie była duża. Zdecydowałam: “Po co odmawiać dziecku rozrywek? Niech się bawią. W końcu nie szkodzi mi to”.

Dziewczynki bawiły się godzinę, potem dwie. Potem nakarmiłam je. Do sąsiadki bałam się zajść. Myślałam, że może zaraz przyjść. Może jest zajęta, różne rzeczy się zdarzają. Kiedy było prawie osiem, znudziło mi się to, powiedziałam córce: “Chodźmy odwieźć Marię do domu, dobrze?”. Ale wtedy moje dziecko się rozpłakało. No dobrze, minęła jeszcze jedna godzina. I nikt nie przyszedł.

O dziewiątej podeszłam do drzwi sąsiadki i zadzwoniłam bardzo uporczywie.

“To wy? Może niech jeszcze trochę pobawią? W końcu jeszcze nie jest późno”. Byłam zdumiona, szczerze mówiąc. Na języku! Wydobyły się jakieś słowa oburzenia, bo na pewno tego się nie spodziewałam. “Już się zbieramy spać. Tak więc może następnym razem”. Zbiegałam od sąsiadki.

“A my jeszcze przyjdziemy!”

Ale to nie koniec. Następnego wieczoru znów zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam, myśląc, że wymyślę coś odpowiedniego, ale znów byłam w szoku. Przed drzwiami stała Maria, zupełnie sama. Wpadła mi pod rękę, jakby wrzucono mi ją jako rzecz. Tak, żeby nie było możliwości odmówienia.

“A gdzie ciocia Ania?” – zapytałam biedne dziecko. “Poszła do sklepu!” – dziewczynka wskazała windę.

Nigdy wcześniej nie schodziłam ze schodów tak szybko. Złapałam ją prawie na rogu budynku.

“Dziś jedziemy! Na tydzień! Weźcie Marię, proszę!”.

Sąsiadka zdezorientowana, zaczęła tłumaczyć, jakby właśnie wróciła na 5 minut do sklepu i zabrała Marię.

Nie mieliśmy zamiaru nigdzie jechać, ale sytuacja zaczęła mnie irytować. Więc już za godzinę z córką czekałyśmy na męża, żeby pojechać do rodziców.

Podczas gdy byliśmy u mojej mamy, sąsiadka zdążyła opowiedzieć wszystkim o mojej niegostynności. Po powrocie łapałam nieprzyjemne spojrzenia. Jednak jedna babcia chciała ze mną porozmawiać. Ja spieszyłam się, ale z jakiegoś powodu postanowiłam poświęcić chwilę.

“Jesteście fajną rodziną, a na Anię nie zwracaj uwagi, jest leniwa. Nie chce posprzątać na klatce schodowej, a w domu nie lepiej. Jej brat poprosił, żeby zająć się plemiennicą, póki jego żona była na operacji. A ona leń, wszystko, co brat dał, sama zjadła, Marię wam wsadziła. Nie martw się, powiem sąsiadom prawdę”.

Po tych słowach było mi zarówno wstyd, jak i bardzo przykro. Szkoda było dziewczynki, ale i sąsiadka Ania to niezbyt dobry człowiek. Z sąsiadką przestaliśmy się witac. Chociaż faktycznie, pół roku później mąż dostał awans do stolicy i znów przeprowadziliśmy się. To ostatnie, i córka znalazła wiele przyjaciół z porządnych rodzin.”