Mam dość tego życia. Nie odchodzę od kuchni nawet na chwilę
Moja rodzina jest tak nienasycona, że nie mam nawet słów, aby to opisać. Adam i dzieci chcą jeść ciągle, bez względu na porę dnia. Odmawiają jedzenia w restauracji, bo tam im nie smakuje.
Jedzą sporo, trzeba im podawać zarówno pierwsze, jak i drugie danie, oraz kompot z deserem. Kasza też im nie pasuje, uwielbiają wypieki, naleśniki, różne przysmaki. Na pierwsze danie wymagają mięsa, a każdego dnia musi być nowe – wczorajsze nie wchodzi w grę.
Na drugie danie mają również wygórowane żądania. Chcą mięsa, ale z dodatkami bywają wybredni. W weekendy domagają się chebureków lub pierogów, z którymi muszę męczyć się pół dnia. Do deseru nie nadają się słodycze ze sklepu, więc ciężar wypieków spoczywa na moich barkach. Mayonnaise w sałatkach w naszej rodzinie to norma. Ale co za obżarstwo?
Brak jakichkolwiek półproduktów, wszystko od podstaw, z pyłu i gorąca. Adam pracuje w naszej okolicy, więc trzy razy dziennie spożywa posiłek w domu, jedzenie z bufetu go nie kusi. Ja również pracuję, ale na jedzenie nie mam czasu, tylko na gotowanie. Jestem wiecznie zmęczona i zła, bo nikogo nie obchodzi moje samopoczucie. Kręcę się między pracą a gotowaniem, mam dość tego wszystkiego.
Rano gotuję zupę na obiad, myję naczynia, myję podłogi – tak płynie moje życie. Gdy wchodzę do sypialni, natychmiast tonę w sen. Raz próbowałam wszystkim wytłumaczyć, że mam trudności, że trzeba albo hamować apetyt, albo kupować gotowe jedzenie. Rodzina obraziła się, nadęła policzki i przestała ze mną rozmawiać.