Mąż wyciągnął mnie z biedy, teraz boję się go opuścić, bo nie chcę wracać

Wyszłam za mąż z obliczenia. Aby być precyzyjną – z podziękowania. Można powiedzieć, że moja historia przypomina bajkę o Kopciuszku, z tą różnicą, że ona pokochała pięknego księcia, a ja nie pokochałam swojego męża.

Żyłam w bardzo biednej rodzinie. Mama, ojczym, ja i dwaj moi młodsi bracia – wszyscy mieszkaliśmy w jednopokojowym mieszkaniu w starym budynku na obrzeżach miasta. Ojczym często pił, go ciągle zwalniano z pracy, a nas utrzymywała sama mama.

Gdy skończyłam czternaście lat, również zaczęłam pracować dorywczo. Najpierw dostałam pracę sprzątaczki w kawiarni, potem mnie przenieśli tam jako kelnerkę.

Gdy skończyłam szesnaście lat, do mnie w kawiarni podszedł mężczyzna i zaproponował udział w przesłuchaniu, aby spróbować swoich sił jako modelka. Wtedy byłam bardzo wysoka i chuda.

Po paru miesiącach zaczęłam pojawiać się w różnych katalogach, lokalnych reklamach, itp. Płacili za to w naszym mieście niewiele, plus agencja pobierała prowizję. Ale zawsze lepiej niż być kelnerką.

Na otwarciu jednego z miejscowych sklepów odzieżowych zauważył mnie Wiktor. Był ode mnie starszy o piętnaście lat, zajmował się biznesem i planował przeprowadzkę do Warszawy.

Wiktor zaczął bardzo aktywnie się mną interesować. Miałam osiemnaście lat, a ja nawet nie byłam w przyzwoitej restauracji, nie mówiąc już o restauracji.

Wtedy czułam się jak prawdziwa Kopciuszek. Bardzo mi było wstyd, myślałam, jak taka osoba, jak on, w ogóle zwraca uwagę na mnie. Ale on jakby nie zauważał tej biedy.

Rodzicom nie podobało się, że spotykam się z Wiktorem. Ojczym regularnie urządzał skandale. Życie z nimi było po prostu nie do zniesienia.

Później Wiktor złożył mi propozycję. Powiedział też, że planuje przeprowadzkę do Warszawy i zaprasza mnie do siebie. Wtedy znałyśmy się zaledwie dwa miesiące, ale się zgodziłam.

Wiktor jakoś załatwił sprawy, w kilka dni się pobraliśmy i w ciągu tygodnia przenieśliśmy się do stolicy. Na początku byłam tam absolutnie szczęśliwa. Mąż kupił nam piękny duży dom na przedmieściach. Przydzielał mi sporą sumę pieniędzy, którą mogłam wydawać według własnego uznania.

W ciągu kilku miesięcy się dostosowałam. Wiktor okazał się bardzo troskliwym i dobrym mężczyzną. Nalegał, abym nie siedziała w domu, uczyła się czegoś nowego. Tak ja odebrałam prawo jazdy, po czym kupił mi samochód.

Zaczęłam jeździć na siłownię. Potem zaczęłam chodzić do agencji modelek, aby znaleźć pracę. Wiktor dał pieniądze na dobrego fotografa i stylistę, aby mi pomogli zrobić porządne portfolio.

Oczywiście, chciałam osiągnąć sukces sama, bez pomocy męża. Ale w stolicy i bez mnie było pełno pięknych ambitnych dziewcząt, a mnie nie bardzo szło z pracą.

Mimo że pod wieloma względami było dobrze. Tylko gdy pierwsze zachwyty minęły, zdałam sobie sprawę, że nie kocham swojego męża. Tak, jest dobrym człowiekiem, i jestem mu bardzo wdzięczna, ale to nie to. Nie ma między nami żadnej pasji ani iskry.

Wydaje się, że on też mnie za bardzo nie kocha. Choć traktuje mnie dobrze, dla niego jestem czymś w rodzaju akcesorium lub niezbędnym przedmiotem, którym należy się zgodnie ze statusem. Na pierwszym miejscu zawsze była i jest dla niego praca.

Oczywiście, tu logicznym wnioskiem byłoby rozwód. Ale nie wiem, co zrobić w takim przypadku. Póki co, nie mam stałego źródła dochodu, aby mieszkać w stolicy. Nie chcę wracać do domu, do rodziców, ani nawet do mojego rodzinnego miasta. Nawet nie mogę tego sobie wyobrazić.

Jest jeszcze jedna opcja – żyć z mężem, dopóki nie stanę na nogi, a potem odejść. Ale jakoś to niesprawiedliwe. Można też spróbować go pokochać, ale nie wiem jak.