Następnego dnia powiedziałam mężowi, że dłużej nie mogę tak żyć. Musi dokonać wyboru: albo żyjemy osobno od rodziców, albo ja odchodzę od niego
Z moim przyszłym mężem spotykałam się ponad 5 lat. Poznaliśmy się jeszcze na studiach, gdy uczęszczaliśmy na pierwszy rok. Pamiętam, jak pierwszy raz podszedł do mnie, nieśmiało zapraszając do kawiarni. Oczywiście, kłóciliśmy się i godziliśmy, ale mimo wszystko nie mogliśmy żyć bez siebie. Po ukończeniu uczelni Andrzej wreszcie oświadczył mi się. Wszystko było jak w bajce.
Pewnego wieczoru siedziałam w domu razem z rodzicami, nagle zagrała muzyka na podwórku. Wszyscy razem wyszliśmy na balkon, a pod nim stał Andrzej. Śpiewał naszą wspólną piosenkę na gitarze. Byłam tak wzruszona, że popłakałam się. Po zakończeniu piosenki Andrzej klęknął i głośno powiedział, że mnie kocha i chce, żebym została jego żoną.
I już po 3 miesiącach graliśmy nasze wesele. Byłam bardzo szczęśliwa, nie potrafię tego wyrazić słowami. Zatrudniliśmy niedrogiego fotografa na wesele, wynajęliśmy konferansjera, muzyków. Wynajęliśmy niewielką restaurację. Ludzi nie było zbyt wielu, głównie najbliżsi krewni i przyjaciele.
Zaczęliśmy mieszkać z rodzicami Andrzeja. Od tego momentu w naszym życiu pojawiły się nieporozumienia i kłótnie. Przyczyną była jego mama, moja teściowa. Choć przed ślubem podobałam się jej, nawet nazywała mnie córką, to wspólne życie odegrało swoją rolę.
Ciągle się do mnie przyczepiała: raz źle położyłam ręcznik, raz przesoliłam obiad, raz rozrzucałam śmieci, raz nie tak rozmawiałam – ogólnie, cokolwiek bym nie robiła, była niezadowolona.
Mąż nie stawał po mojej ani po stronie swojej matki. Moje cierpliwość skończyła się w momencie, gdy jego matka bez ostrzeżenia weszła do naszego pokoju w nocy. Nadal mi się wstydzi przed nią, że nas zobaczyła.
Następnego dnia powiedziałam mężowi, że dłużej nie mogę tak żyć. Musi dokonać wyboru: albo żyjemy osobno od rodziców, albo odchodzę od niego, a on zostaje z matką. Dałam mu czas do namysłu, a sama przeprowadziłam się do swoich rodziców.
Nie było wieści od Andrzeja przez około miesiąc, martwiłam się, płakałam, nie mogłam znaleźć dla siebie miejsca, zawsze chciałam do niego zadzwonić, ale bałam się. Tydzień później dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Andrzej wciąż się nie pojawiał. Minęło pół roku.
Nabrałam odwagi i postanowiłam do niego zadzwonić, ale był niedostępny. Zadzwoniłam do teściów, też byli niedostępni. Poszłam do nich do domu, ale nikt mi nie otworzył drzwi. Dopiero po kilku dniach od wspólnych znajomych dowiedziałam się, że musieli przeprowadzić się do innego miasta, ale dokładnie gdzie nikt nie wiedział.
Jak bardzo nie próbowałam go znaleźć, wszystko było bezskuteczne. Urodziłam dziewczynkę, jest szalenie podobna do swojego taty. Czasami zastanawiam się, czy to wszystko moja wina. Nie powinnam mu stawiać warunków wyboru, powinnam się pogodzić i iść dalej.
Teraz jestem samotną matką. Nie otrzymuję alimentów. W ogóle jestem bardzo samotnia. Nadal go kocham i wciąż mam nadzieję, że wróci.