Pewnego dnia mąż wrócił do domu bardzo późno, ja już spałam. Ale on przywykł, że na stole zawsze czeka na niego ciepły posiłek, więc obudził mnie i poprosił o nakrycie do stołu

W moim życiu rodzinnym teraz panują tylko nieporozumienia i od dawna nie mogę ich rozwiązać, nie wiem, jak znaleźć właściwe rozwiązanie.

Kiedy wychodziłam za mąż, marzyłam o zupełnie innym życiu rodzinnym, pełnym miłości, wsparcia i zrozumienia. A wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, niestety, nie o to marzyłam kiedyś.

Tak, już dziewięć lat dźwigam ten ciężar na sobie. 9 lat, które powinny być najszczęśliwszymi w moim życiu, bo mam do tego wszystko – ukochanego męża, dzieci, ulubioną pracę. Ale nie ma zrozumienia, wsparcia, w końcu spokojnej rozmowy przy filiżance herbaty. Jest sterta nieumytego naczyń, niewypranej czy niewyprasowanej bielizny, nieuprzątnięte łóżka, niewytarty stół po śniadaniu. Jestem tak zmęczona tym, że wszystko w domu zależy ode mnie, że czasami po prostu chce się zapomnieć o wszystkim i po prostu odpocząć.

Uważam, że przede wszystkim winny jest w tym wszystkim mój mąż. I w końcu – ja, że dopuściłam do takiej sytuacji. Ale przecież ja też mam swoje potrzeby, mam pracę, mam ochotę odpocząć, żeby mi też ktoś przyniósł filiżankę kawy czy usmażył na śniadanie choćby jajecznicę, czasami chce się, żeby ktoś zapytał mnie, czy nie jestem zmęczona, czym mi pomóc.

Ale nie! Wszystko spoczywa na moich barkach: tak było wcześniej, tak i teraz jest. Wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Mąż uważa, że on zarabia pieniądze dla rodziny i z niego wystarczy, więcej nie może mieć żadnych obowiązków. A ja czy nie zarabiam pieniędzy? Czy nie opłacam ze swojej karty rodzinnych rachunków?

Dzieci mają dość dużo czasu na własne wygłupy, tylko nie na sprzątanie za sobą ubrań, okruchów na dywanie w ich sypialni, naczyń po posiłku. Wszystko czeka na mnie.

I często mam ochotę nawet wieczorem nie wracać do domu, bo wiem, ile pracy mnie tam czeka, kiedy zmęczona z torbami pełnymi produktów przekraczam próg naszego domu. Wszędzie na mnie tu czeka prawdziwy bałagan. Wszyscy mają własne sprawy, oprócz mnie.

Muszę, jak zwykła gospodyni domowa, cierpliwie składać wszystkie rzeczy na miejsce, cicho przecierać kuchenny stół i sadzać za niego swoich już prawie dorosłych dzieci, żeby nakarmić je szybko przygotowaną kolacją. A potem znowu wszystko po kolei. Nikt nie zwraca uwagi, że jestem zmęczona, wszyscy się do tego przyzwyczaili.

Na moje prośby o pomoc wszyscy nagle mają pilne sprawy, które trzeba rozwiązać w trybie pilnym. Dlatego znowu zostaję w kuchni z górą naczyń. I tak z dnia na dzień.

Ostatnią kroplą, która przerwała moje milczenie, był niespodziewany późny powrót męża z pracy, kiedy byłam już zmęczona i zasnęłam. Jednak on przywykł, że na stole zawsze czeka na niego ciepły posiłek, więc obudził mnie, żebym mu podgrzała potrawę.

Nie wytrzymałam, ubrałam się i po prostu wyszłam z domu, pomimo późnej pory. Zamówiłam taksówkę i udałam się do moich rodziców, żeby tam znaleźć pocieszenie, wsparcie i trochę odpocząć, bo w domu ostatnio tego nie widziałam.

Jednak moi rodzice zamiast szczerze mnie pożałować, byli oburzeni moim zachowaniem. Powiedzieli, żebym natychmiast wracała do rodziny, gdzie na mnie czekają mąż i moje dzieci. Przenocowałam jednak jedną noc u rodziców, a wieczorem po pracy pojechałam do domu.

Ku mojemu szczeremu zdziwieniu kuchnia była posprzątana, a łóżka zaścielone, czysto i przytulnie. Dzieci również grzecznie się zachowywały, nie hałasowały, jak czasami to lubią robić.

Dla siebie wyciągnęłam wniosek, że chyba trzeba od czasu do czasu pozwalać sobie na wieczorne spacery po mieście z przyjaciółką, wyjście do teatru, ciekawe spotkania, a nie zatrzymywać się w domu. Jak pokazała sytuacja, kiedy trzeba, to moja rodzina może sobie poradzić bez mnie.

I na zdziwienie wszystkich, nic nie powiedziałam, nie dokuczałam, tylko zaparzyłam sobie ulubioną herbatę, usiadłam w wygodnym fotelu i wzięłam do ręki książkę.

Dzieci również w milczeniu rozlewały sobie herbatę i delektowały się ciastem, które ktoś z nich kupił, wracając do domu. Teraz rozumiem, że sama jestem winna w tym, że sama siebie zrobiłam gospodynią domową, choć mogłam postąpić inaczej i nauczyć męża i dzieci, żeby sami trochę dbali o siebie.