Powiedziałam mężowi, że teraz jesteśmy po prostu współlokatorami
Nie wiem, jak zezwoliłam na to, aby coś takiego stało się w moim życiu. Ale po 10 latach małżeństwa mąż oznajmił, że powinnam być mu wdzięczna za wszystko, bo inaczej dawno bym z głodu umarła w nędzy.
Może chciał, żebym całkowicie żyła jego życiem, ale nie trafił w ten punkt. Nie pozwolę sobie na takie traktowanie.
Ostatnio byłam rozdrażniona. Denerwowałam się z powodu wszystkiego i bez powodu. Dobrze, że nie mieliśmy dzieci, bo najprawdopodobniej zrzuciłabym na nie całe moje złość. Mąż stał się bezwzględny i traktował mnie jak dywanik.
Postanowiłam go przewrócić. Trzeba było, aby zaczął mnie szanować.
Nie jestem gospodynią domową. Po prostu moja pensja jest znacznie niższa niż zarobków męża. Ale to nie daje mu prawa do takiego traktowania mnie.
Postanowiłam przeciąć na żywo. Określiłam moje i obowiązki męża. Teraz wszystkie wydatki były dzielone na pół, a także obowiązki. Każdy gotował, sprzątał i robił swoje.
Przeprowadziłam się do sąsiedniego pokoju. Przeniosłam tam moje rzeczy. Mężowi wydzieliłam komplet pościeli i czyste ręczniki.
Na początku bardzo się oburzał na ten temat. Ale byłam nieugięta. Doprowadził mnie do takiego stanu, że byłem gotów nawet złożyć wniosek o rozwód, ale na czas wróciłem do siebie i postanowiłem nie rzucać słów na wiatr. Nagle takie radykalne zmiany mogą mieć pozytywny wpływ na mojego męża.
Dwa tygodnie pokazały rezultat mojego eksperymentu. Byłam szczęśliwa, że nie musiałam stać godzinami przy kuchni. Odżywiałam się sałatkami, jogurtami i kaszami. Zniknął problem codziennego sprzątania i mycia góry naczyń. Pojawiła się masa wolnego czasu. Zapisywałam się na fitness, regularnie chodziłam do salonu urody. W skrócie, zajęłam się sobą na pełnej petardzie.
A jak sobie radził mój mąż? Codziennie wracał z pracy zły. Stał przy kuchni i smażył jajka albo jadł suchary. O zupach i barszczach nawet nie było mowy. O praniu dawno już zapomniał. Jego rzeczy już z kilometra śmierdziały, ale to go nie martwiło. W jego pokoju panował bałagan, a czasami długo szukał w nim swoich rzeczy. Ale nauczył się myć naczynia, i za to byłam niewymownie szczęśliwa.
Czasami wydaje mi się, że nawet takie życie mu się podoba. Odpoczywa ode mnie. Prawie się nie rozmawiamy. Dosłownie wymieniamy kilka słów, kiedy jesteśmy w kuchni. On może mnie zapytać, jak się czuję. I na tym kończą się nasze rozmowy.
Myślisz, że żałuję go? Nie. Za co walczył, to sobie zdobył. Nie trzeba było pluć mi w duszę. Teraz ma wynik, którego zupełnie się nie spodziewał.
Teraz żyjemy każde z osobna. Jak długo to potrwa, nie mam pojęcia. Dopóki nie znudzi się jednemu z nas. Swoich dum nie uścisnęliśmy i pierwszy ukłon nikomu nie zrobimy. Czego osiągniemy, czas pokaże. Jestem gotowa do kontaktu w przypadku zrozumienia przez męża swoich błędów, w przeciwnym razie nie ma mowy. Jeśli to nie pomoże, wtedy złożę pozew o rozwód, małe straty.