Andrzej jest naszym jedynym synem z mężem, ponadto późnym dzieckiem. Andrzej urodził się, kiedy nam z mężem było już dobrze po trzydziestce. Traktowaliśmy go jak oczko w głowie, nie mogliśmy się nacieszyć, że mamy następcę.
Oczywiście, mogliśmy sobie odmówić wielu rzeczy, byle tylko syn miał wszystko, czego potrzebuje. Mąż nawet przez jakiś czas wyjechał za granicę, by nasz chłopiec miał nowoczesny sprzęt i modną odzież, a na studia też odłożyliśmy trochę pieniędzy.
Po szkole Andrzej dostał się na płatne studia, na szczęście mieliśmy na to pieniądze. Zdecydowaliśmy, że nasz jedyny syn nie będzie mieszkał w akademiku, więc wynajęliśmy mu mieszkanie niedaleko budynku uniwersyteckiego.
Miałam nadzieję, że syn trochę przyzwyczai się do nauki i znajdzie jakąś pracę, jak większość studentów. Ale nie spieszył się ze znalezieniem pracy. Po co? Za mieszkanie płaciliśmy z mężem, jedzenie przywoziłam ze wsi, ubrania i niezbędny sprzęt sponsorował mąż, więc syn żył i nie znał trosk.
Ale ostatnio zauważyłam, że nawet nie chce nic robić. Przyjeżdża do nas na wieś tylko wtedy, gdy czegoś potrzebuje. Przyjedzie, pokręci się, wyprosi pieniądze na coś, a potem szybko wraca. Jesteśmy z mężem już starsi ludzie, wkrótce sami będziemy potrzebować pomocy, a nadal ciągniemy na sobie dorosłego syna.
W zeszłą sobotę syn przyjechał, od razu powiedział, że potrzebuje pieniędzy na nową kurtkę. Miałam te pieniądze, ale chciałam kupić sobie zimowe buty, bo moim starym butom już siedem lat. Ale przekonałam się, że jeszcze trochę pochodzę, a synowi potrzeba więcej, bo chodzi między ludźmi.
Więc postanowiłam dać mu te pieniądze, ale poprosiłam go, żeby posprzątał wokół domu i poukładał drewno. Syn powiedział, że to zrobi, ale nawet się nie poruszył. W rezultacie wszystko znowu zrobił mąż.
A mnie tak smutno się zrobiło, że aż się rozpłakałam. Nagle zrozumiałam, że mój syn ma 21 lat, a nadal nie zrozumiał, że trzeba pomagać rodzicom, troszczyć się. Już nie wiem, czy warto oczekiwać od niego jakiejkolwiek pomocy na starość.
Więc się obraziłam, że nie dałam mu pieniędzy na nową kurtkę. Bardzo mu się to nie spodobało, myślał, że zmienię zdanie. Ale stałam twardo na swoim: chcesz nową kurtkę – zarób na nią. I w ogóle, powiedziałam mu, że jeśli nie zamierza pomagać, to nie musi przyjeżdżać.