W czasie urlopu macierzyńskiego zmęczyłam się ciągłymi komentarzami, że mnie utrzymują

Wyszłam za mąż w wieku 29 lat, wtedy już miałam własne mieszkanie, które pomogli mi zakupić rodzice. Miałam dobrą pracę, nawet wzięłam kredyt na samochód. Ogólnie uważałam, że jestem gotowa na założenie rodziny. Mój mąż, Włodzimierz, w moim wieku, i od razu między nami iskrzyło. Później okazało się, że mamy wiele wspólnych zainteresowań, zawsze było nam interesująco spędzać czas razem, więc zdecydowaliśmy się pobrać.

Wspólne życie było bardzo komfortowe, rozumieliśmy się bez słów, a co do rodzicielstwa, postanowiliśmy nie zwlekać, więc zaszłam w ciążę. Zarówno mój mąż, jak i ja rozmawialiśmy wielokrotnie o tym, jak chcemy być rodzicami, wyobrażaliśmy sobie wspólne rodzinne wycieczki, czas spędzony razem z dzieckiem.

Jednak po narodzinach dziecka stał się zupełnie inny. Po przyjeździe z porodówki z synem nie rozumiałam jego aluzji, myślałam, że żartuje. Później zaczął poważnie mówić, że nie mam dla niego żadnej wartości, teraz siedzę na jego utrzymaniu, przecież jestem na urlopie macierzyńskim. Wydawało się, że go po prostu zamienili.

Kiedy byłam w ciąży, urodziła moja bliska przyjaciółka. Skarżyła mi się na męża, który po porodzie po prostu się od niej i od dziecka odsunął, nie pomagał w niczym. Byłam zdziwiona tą historią i byłam pewna, że u mnie wszystko będzie inaczej. Prawdziwym zaskoczeniem było to, że mój mąż zachowywał się podobnie. Przez 9 miesięcy znosiłam to traktowanie, ale w końcu straciłam cierpliwość. Stałe narzekania na to, że on mnie utrzymuje, a ja po prostu siedzę w domu z dzieckiem, obrzydły mi. Wtedy zaczęłam myśleć o rozwodzie. Mieszkanie było moje, samochód też, a moja praca zawsze była oficjalna i dobrze płatna.

Pewnego dnia powiedziałam mężowi i jego rodzicom, że składam pozew rozwodowy. Powiedziałam, że po prostu nie znoszę i opowiedziałam o jego chamstwie. Jego siostra i matka postanowiły z nim porozmawiać, ale on powiedział: “Ja jej nie trzymam, niech idzie w diabły”. Tego dnia wrócił do mnie i zaczął proszyć o przebaczenie, mówił, że jest po prostu zmęczony.

Teraz już się nie skarży, a mi jest naprawdę łatwiej, pomaga przy dziecku, ale uraza wciąż pozostała. Pomysł rozwodu na razie odłożyłam na bok, bo chcę, żeby dziecko rosło w pełnej rodzinie.

U mojej przyjaciółki, swoją drogą, też poprawiły się relacje z mężem. Córka jest już trochę starsza, a mąż bawi się z nią cały czas. Może i u mnie będzie tak.

Co radzilibyście mi zrobić w tej sytuacji?