Chcecie mnie osądzać, czy nie, ale wcale nie kocham swojego dziecka. Gdybym wiedziała, że córka urodzi się taka – nie zdecydowałabym się na nią

Moja córka ma 2,5 roku. Ostatnio coraz częściej żałuję, że ją urodziłam. Spotykałam się z żonatym mężczyzną, który w swoim małżeństwie nie miał dzieci. Był przekonany, że problem leży po jego stronie. Mówił, jak bardzo pragnie mieć własne dzieci, że odszedłby od żony, gdybym urodziła. I stał się cud – zaszłam w ciążę. Odszedł, ale ode mnie!

Bardzo chciałam tego dziecka i naturalnie je zatrzymałam. Urodziła się dziewczynka. I tu zaczęło się moje piekło. Zrozumiałam, że jej nie kocham. Karmiłam ją piersią, opiekowałam się, zmieniałam pieluchy, kąpałam, zachowywałam się jak wszystkie matki. Ale w duszy, w duszy nie było tej miłości, o której piszą.

Mama mówiła, że mam wytrzymać, będzie łatwiej. A mi wydaje się, że jest coraz gorzej. Najpierw były problemy z nocnikiem, nie chciała na niego siadać. Mogła siedzieć na nim 10 minut, potem wstać i po 3 sekundach zrobić w spodnie. To mnie denerwowało, biłam ją, myśląc, że to pomoże. Teraz problem polega na tym, że po prostu nie chce mówić. Ma wszystkie dźwięki, mówi niektóre słowa, ale nie chce powtarzać słów. Nie rozumie kolorów. Nie potrafi powiedzieć ani wyjaśnić, czego chce. Nie rozumie podstawowych rzeczy, takich jak nie można malować na ścianach, przez co często na nią krzyczę. Nie mogę się pogodzić z myślą, że moje dziecko jest po prostu głupiutkie! Urządza histerie bez powodu.

Coraz bardziej przekonuję się, że zaczynam jej nienawidzić. Był taki moment, że wyjechałam od niej na 3 dni. Nie tęskniłam, bez niej było mi tak dobrze. Wydaje mi się, że ona jest moim błędem.

Mieszkam z rodzicami, niech Bóg da im zdrowie, i z córką. Gdyby nie było potępienia ze strony krewnych i rodziców, prawdopodobnie oddałabym dziecko do rodziny zastępczej, wiedząc, że z nią będzie wszystko dobrze.