Gdy moja córeczka miała trzy miesiące, Stanisław powiedział, że musimy się rozejść, że kocha swoją żonę i chce z nią zostać. Prosił, żebym więcej do niego nie dzwoniła. Teraz, gdy wszystko się skończyło, a ja mam na rękach małe dziecko, zaczynam rozumieć, że popełniłam błąd. Co robić dalej, nie wiem
Kiedy poznałam Stanisława, miałam trzydzieści lat. W tamtym czasie właśnie rozstałam się z chłopakiem, właściwie to on zostawił mnie tuż przed ślubem, tłumacząc to tym, że w końcu dostał wizę do Ameryki i nie może stracić tej szansy. Powiedział mi, żebym na niego nie czekała, a ja już nawet suknię ślubną wybrałam.
Życie po tym było trudne. Ledwie znajdowałam w sobie siły, by wykonywać najbardziej niezbędne prace. Przyjaciele wspierali mnie, jak mogli. Pewnego razu moja przyjaciółka zaprosiła mnie na urodziny swojego męża, bym się trochę rozerwała. Przyznam, że poszłam tam bardzo niechętnie. Tam właśnie poznałam Stanisława. Tego wieczoru odprowadził mnie do domu.
To był początek naszego romansu, który trwał cztery lata. Przyznam, że dobrze mi było z tym mężczyzną. Był ode mnie starszy tylko o sześć lat. Przy tym nawet nie przeszkadzało mi, że miał żonę i dziecko. Po prostu starałam się o tym nie myśleć.
Stanisław ciągle powtarzał, że żyje z żoną tylko z powodu dziecka i kiedy córka trochę podrośnie, Stanisław obiecywał wkrótce się rozwieść ze swoją żoną i przeprowadzić się do mnie.
Nie będę ukrywać, że bardzo czekałam na ten moment, kiedy będę mogła nie dzielić swojego ukochanego z jego rodziną. Było mi ciężko, kiedy wracał do nich. Źle spałam, schudłam i bardzo zazdrościłam swojego ukochanego nieznajomej mi kobiecie. Wtedy byłam pewna, że czekać zostało już niewiele.
Dobrze rozumiałam, że związek ze Stanisławem to błąd, ale nic nie mogłam z sobą zrobić. Kiedy miałam 34 lata, zrozumiałam, że jestem w ciąży. Dowiedziawszy się o tym, od razu pospieszyłam podzielić się radością z moim ukochanym. Byłam pewna, że teraz Stanisław na pewno się do mnie wprowadzi i weźmiemy ślub.
Niestety, nie zobaczyłam na jego twarzy szczególnej radości, ale jednocześnie nie powiedział nic złego. Najważniejsze, co chciałam od niego usłyszeć, usłyszałam – że nie odmawia dziecku. W tamtym momencie myślałam, że dzięki dziecku w końcu będę jedyną kobietą w jego sercu.
Przez całe dziewięć miesięcy Stanisław mnie wspierał, a kiedy córeczka miała trzy miesiące, powiedział, że musimy się rozejść, że kocha swoją żonę i chce z nią zostać. Prosił, bym więcej do niego nie dzwoniła. Nie zdążyłam nic powiedzieć, ale zrozumiałam tylko jedno – jestem sama, zupełnie sama i mam małą córeczkę, która potrzebuje tylko mnie.
Jakoś nie wyobrażałam sobie takiego obrotu spraw. Trudno mi teraz coś planować, nie wiem, jak żyć dalej. Miałam świetną pracę, byłam wolna i niezależna, a teraz co? Teraz, kiedy w niezwykłych romantycznych relacjach postawiono kropkę, a na rękach mam małą córeczkę, moją córeczkę, zaczynam rozumieć, że popełniłam błąd.
Jak to dziwne, ale dopiero teraz zrozumiałam, co czuła jego żona przez te cztery lata, kiedy byłam z jej mężem. Postąpiłam źle, ale go kochałam, naprawdę.
Stanisław na zawsze odszedł z naszego życia. Nie wiedziałam, jak żyć dalej. I nagle nieoczekiwany telefon z przeszłości zmusił mnie do zastanowienia się nad przyszłością. Zadzwonił Andrzej, chłopak, który pięć lat temu wyjechał do Ameryki. Andrzej wrócił, powiedział, że tak i nie mógł mnie zapomnieć. W Ameryce urodził mu się syn, ale z tą kobietą nic z tego nie wyszło.
Spotkaliśmy się, oboje z półzłamanymi losami. Teraz Andrzej proponuje mi wyjście za niego za mąż. Ale nie wiem, co robić. Uczucia do niego dawno wygasły, natomiast Stanisława jeszcze nie zapomniałam, choć rozumiem, że ten mężczyzna już dokonał swojego wyboru. Co robić – zostać samą i wychowywać córkę samotnie czy przyjąć propozycję Andrzejа, w końcu kiedyś byliśmy szczęśliwi.