Maria przez wiele lat żyła w szczęśliwym małżeństwie. Miała bardzo dobrego i troskliwego męża. Lata mijały, ale nie mieli dzieci. Jednak zawsze byli szczęśliwi we własnym małym świecie. Wydawało się, że ich szczęście będzie trwać wiecznie, pomimo zazdrości przyjaciół i krewnych. Jednak pewnego dnia wszystko się na zawsze zmieniło, do ich domu dotarła zła wieść
Maria żyła w szczęśliwym małżeństwie, każdą swoją komórką czuła opiekę, dobroć i miłość swojego męża, w każdym działaniu, w każdym słowie było ciepło i szacunek. Byli razem jeszcze od szkoły. Nie było wystawnego wesela, ale żyli cicho i spokojnie, wydawało się, że nie mogli się sobą nacieszyć, i nikogo więcej im na całym białym świecie nie było potrzebne. Ale niestety, los nie dał im dzieci. Zamiast tego dał im siebie nawzajem.
Ale tak się stało, że o swojej chorobie mąż Marii dowiedział się zbyt późno. I oto po trzech miesiącach w ich domu zapanowała prawdziwa cisza. On umаrł.
Maria miała wrażenie, że żyje w swoim własnym świecie, niczego nie słyszała i nie widziała. Po prostu nie mogła zrozumieć, że teraz jest zupełnie sama.
Każdego dnia kobieta zmuszała się, by wstać, przygotowywać śniadanie, mechanicznie iść do pracy, gdzie wszyscy jej współczuli, a potem wracać do domu, leżeć na łóżku, aż zasnęła.
Czas mijał. Nic się w jej życiu nie zmieniało, każdy kolejny dzień był podobny do poprzedniego. Nawet zapomniała, że ma urodziny. Jak zwykle tego dnia Maria stała przy kuchence, gotowała kawę i nagle usłyszała dzwonek do drzwi. Kobieta była zdziwiona, bo dawno nie miała gości.
Otworzyła drzwi i zamarła. Przed nią stał, rozpostarty, uśmiechnięty młodzieniec z bukietem dużych czerwonych róż:
– Dzień dobry! To dla pani! Gratuluję!
– Pomylił się pan, – powiedziała zdezorientowana Maria.
– Mieszkanie 17? Pani Maria? – zdziwiony zapytał młody człowiek.
Maria kiwnęła potwierdzająco głową.
– To właśnie dla pani! – znów się uśmiechnął chłopak i podał bukiet.
Maria wzięła kwiaty i zamknęła drzwi. Stojąc w korytarzu z bukietem w ręku, wzruszyła się, bo dokładnie takie kwiaty zawsze dawał jej ukochany mąż, dokładnie takie róże i w takiej ilości. Nagle między jaskrawymi różami dostrzegła kartkę. Ostrożnie ją wyjęła i rozwinęła, zaparło jej dech. Maria przeczytała na głos:
“Mojej ukochanej żonie!”
Wszystko przed oczami się zamazało. Bukiet nagle wyślizgnął się z rąk i kwiaty opadły na podłogę.
Takie rzeczy się nie zdarzają, to jakiś zły żart. Wycierając łzy, kobieta zbierała kwiaty z podłogi. Myśli plątały się w jej głowie.
Na odwrocie kartki Maria zobaczyła nazwę salonu kwiatowego. Na szybko ubrana, bez wahania pojechała do salonu z kwiatami.
Pracownikom musieli zadzwonić do właścicielki salonu. Po wyjaśnieniu, co się stało, płakali zarówno konsultanci salonu, jak i Maria.
Okazało się, że mąż wiedział, że nie poradzi sobie z chorobą i zawarł z salonem kwiatowym umowę. Poprosił, by przez 10 lat dostarczano kwiaty żonie w dniu urodzin i 8 marca. Na 8 marca mąż zwykle dawał Marii jej ulubione białe tulipany.
W umowie były określone wszystkie szczegóły bukietu: jakie kwiaty, ile, i pozostawione koordynaty żony na wypadek przeprowadzki.
Właścicielka salonu kwiatowego była tak wzruszona tą prośbą, że zgodziła się, choć wcześniej nie miała podobnych klientów. I nawet podjęła dla siebie decyzję, której jeszcze nikomu nie opowiedziała, że jeśli salon będzie nadal istnieć, to będzie dalej dostarczać te kwiaty Marii już na swój własny koszt.
Ostatnie lata Maria żyje od święta do święta. I za każdym razem jest szczęśliwa, otrzymując kwiaty zamówione przez swojego męża. Jakby był żywy, po prostu wyjechał gdzieś. I jaka niewidzialna nić nadal ich łączy.
W te dni czuje się ciepło i przytulnie, podziwia każdy kwiatek, każdy płatek, wdycha ich zapach. W te krótkie dni Maria jest naprawdę szczęśliwa.