— Mąż zadzwonił do mnie w pracy i zaczął narzekać, jak bardzo jest głodny i że w domu nic nie ma
— Mąż zadzwonił do mnie w pracy i zaczął narzekać na swój głód. Powiedziałam mu, że mamy kaszę gryczaną, kotlety, sałatkę w lodówce, a on niezadowolony skrzywił się. Poszedł spać głodny, odmawiając jedzenia wczorajszych resztek, jeszcze się na mnie obraził. Rano nie zjadł śniadania i wyjechał do pracy, trzaskając drzwiami, — wzdycha 30-letnia Barbara.
Aleksander jest bardzo wybredny jeśli chodzi o jedzenie. Nie je niczego z dnia poprzedniego. Nawet zupy nie zje dwa razy tego samego. Otwiera lodówkę, widzi tam zwykły zestaw produktów i narzeka, że jest „pusta”. Pusta? Przecież wszystkie półki są zapełnione, po prostu nie ma tam tego, co by Aleksander chciał zjeść.
Mało jest dań, które Aleksander naprawdę lubi. Barbara nie może ciągle dostosowywać się do męża, przecież jest jeszcze dziecko. Mąż również nie cierpi gotowych półproduktów — pierogi, kopytka, kotlety itp. Barbara robi je sama. Najbardziej Aleksander lubi jeść u mamy, bo ona robi wszystko tak, jak lubi jej jedyny synuś.
— Zgadzam się, że u teściowej zawsze wszystko wychodzi pyszne. Ona umie gotować i ma mnóstwo wolnego czasu. Kiedyś mieszkaliśmy razem, w ogóle nie pozwalała mi podchodzić do kuchni. Robiła wszystko sama, a ja byłam tylko zadowolona, bo nie jestem fanką gotowania. Przed ślubem gotowałyśmy z mamą zwykłe dania i nie byłyśmy tak wybredne jak Aleksander. A teraz możesz strzelić sobie w głowę — on jest wiecznie niezadowolony, — narzeka Barbara.
Barbara ma pracę i syna, który też potrzebuje uwagi. Nie może siedzieć cały dzień przy kuchence. Stara się znaleźć godzinę czy dwie na gotowanie, ale i tak coś zawsze nie pasuje Aleksandrowi. Wydaje się, jakby nie rozumiał, że żona nie ma czasu na przygotowywanie różnorodnych dań. Woli być głodny, niż zjeść coś „nie z jego listy”.
Teściowa tylko dolewa oliwy do ognia i oburza się, że syn schudł. Stawia zarzuty synowej i mówi, żeby lepiej go karmiła. Tym bardziej, że Aleksander zaczął częściej chorować. Oświadczył, że to przez to, że chodzi ciągle głodny.
Barbara już nie wie, co robić. Zatrudniać kucharza czy przeprowadzać się z powrotem do teściowej? Nie jest idealną gospodynią, ale gotuje smacznie. Po prostu Aleksander przyzwyczaił się do maminych dań i dziesiątki przekąsek na stole.
Przyjaciółki zapewniają, że Barbara nawet nie powinna zwracać uwagi na takie sprawy. Jeśli Aleksandrowi coś nie pasuje, niech sam sobie gotuje. Jednak kobieta nie może przymknąć oczu na bojkoty i tygodniowe posty męża. Jest zaniepokojona i obrażona. Dość ma już wymówek męża. Gdyby w ogóle nie gotowała, to jeszcze rozumie, ale jego argumenty i zarzuty są całkowicie nieuzasadnione.
Co byście zrobili na miejscu Barbary? Dogadzalibyście mężowi czy gotowalibyście tylko dla siebie? Czy Aleksander przesadza, czy jego żona się rozluźniła? Co myślicie?