– Nikt mi w młodości nie pomagał. I ja nie zamierzam wam pomagać – powiedziała nam mama męża, kiedy prosiliśmy ją o pomoc. Poradziliśmy sobie sami. A teraz ona rozwodzi się i prosi, by zamieszkać u nas
Od kilku dni teściowa dzwoni do męża i prosi o schronienie. Teść w podeszłym wieku odszedł do innej, młodszej, i w zasadzie wyrzuca żonę na ulicę. Ale ja nie chcę pomagać tej kobiecie. I mam na to swoje powody.
Wyszłam za mąż za Adama osiem lat temu. Wtedy nie mieliśmy własnego mieszkania, wynajmowaliśmy mieszkanie. W tym czasie, gdy wydawaliśmy ostatnie pieniądze z budżetu rodzinnego na wynajem mieszkania, teściowa wynajmowała swoje dwupokojowe mieszkanie. Prosimy teściową, żeby wynajęła nam to mieszkanie. Cena nas satysfakcjonowała, remont również. Teściowa odmówiła, nawet z umową najmu nie chciała słyszeć.
– Podobają mi się moi lokatorzy. A wy sami rozwiązujcie swoje problemy.
Dobrze, zaakceptowaliśmy jej punkt widzenia. Półtora roku później ja i mąż zaczęliśmy szukać opcji, aby wziąć mieszkanie na kredyt. I natknęliśmy się na mieszkanie teściowej. Okazało się, że postanowiła je sprzedać. Mąż zadzwonił do mamy i poprosił, by sprzedała nam to mieszkanie na raty. Byłoby to dla nas korzystniejsze. Bez odsetek, spłacilibyśmy o wiele szybciej.
Teściowa znowu odmówiła.
– Gdy zakładaliście rodzinę, powinniście byli pomyśleć, gdzie będziecie mieszkać. Chcecie mieszkanie na kredyt, załatwiajcie jak wszyscy. Nie zamierzam wam pomagać.
Znaleźliśmy inne mieszkanie, wzięliśmy kredyt. Oczywiście wydaliśmy prawie wszystkie pieniądze, które mieliśmy, a jeszcze trzeba spłacać i spłacać. Wprowadziliśmy się właściwie do pustych ścian. Powoli zrobiliśmy remont. Drobiazgi prosiłam znajomych. U kogo wazon, u kogo sztućce, u kogo patelnia.
Załatwiałam gospodarstwo domowe dzięki przyjaciołom. Rzeczy, które już im nie były potrzebne, dla nas były bardzo przydatne. U teściowej z półek aż się wali od rzeczy. Ale nawet jednej łyżeczki nam nie dała. Znowu, jej zdaniem – jesteśmy oddzielną rodziną, powinniśmy rozwiązywać swoje problemy sami. W pewnym sensie ma rację. Nie gniewam się na nią, nie obrażam się. Przez ostatnie pięć lat nasza komunikacja sprowadzała się do kilku spotkań w roku, głównie w święta.
Teściowa również nie dąży do kontaktu z wnuczką. Przez cały ten czas ani razu nie podarowała dziecku niczego. Znowu, nie proszę o prezenty dla córki, ale czyż ona sama nie chciałaby sprawić przyjemności jedynej wnuczce.
Była sytuacja, gdy męża zwolniono z pracy, a ja w tym czasie byłam na urlopie macierzyńskim. Nie mieliśmy nawet pieniędzy na jedzenie, wszystkie środki szły na spłatę kredytu. Mąż prosił mamę o pożyczkę, teściowa wiedziała, w jakiej jesteśmy sytuacji.
– Nikt mi w młodości nie pomagał. I ja nie zamierzam wam pomagać.
I znowu sami sobie poradziliśmy. Pomogli przyjaciele, którzy okazali się bliżsi niż teściowa. A teraz sytuacja się tak ułożyła, że ja i mąż powinniśmy tej kobiecie dać schronienie w naszym domu. Okazuje się, że cała nieruchomość, wszystkie konta bankowe są zarejestrowane na teścia. Teściowa nie ma nic, po rozwodzie została z niczym, nawet bez meldunku.
Była zameldowana w tym mieszkaniu, które sprzedała. A w tym, w którym teraz mieszka, jakoś nie zdążyła się zameldować. Chociaż było dużo czasu, jakoś tego nie zrobiła. Teść związał się z młodą kobietą i w zasadzie wyrzuca żonę na ulicę. Nie ma praw do mieszkania. Teraz prosi swojego syna, abyśmy ją przyjęli.
Nie palę się do pomocy kobiecie, która ani razu nam nie pomogła. Ponadto mieszkanie pod jednym dachem z teściową to nie dla mnie. Mąż solidaryzuje się ze mną. Teściowa ma rodzoną siostrę, prawda, mieszka ona na wsi w starej chacie. Oczywiście, teściowa nie chce przeprowadzać się z miejskich komfortów do dalekiej wsi. Ale my tu nie mamy nic do rzeczy. Nikt nam nie pomagał.
Więc teściowa dostała to, na co zasłużyła. Przez wiele lat ani razu nam nie pomogła, więc na jaką pomoc od nas teraz liczy.