Tylko kiedy moja żona trafiła do szpitala, zacząłem ją doceniać… Dzięki Bogu, że w porę opamiętałem się

Życie toczyło się swoim torem, nikt nawet nie myślał, że może się zatrzymać dosłownie w kilka minut. Kobieta nagle poczuła ból brzucha, a zamieszanie się zaczęło. Pogotowie, badanie lekarskie, pośpieszne pakowanie…

Mężczyzna pojechał za karetką pogotowia i zagubiony wszedł do szpitala, do którego przewieziono jego żonę.

– Twoja żona jest na operacji, czeka cię długa noc. – wyjaśniła mu jakaś pielęgniarka. – Jedź na razie do domu, po operacji i tak będzie pod wpływem leków, nie wpuszczą cię. Jedź, zadzwoń rano i dowiedz się, co jej przynieść.

Mężczyzna wrócił do pustego mieszkania, niespotykanie cichego, nie był przyzwyczajony. Na stole stoi filiżanka, wydaje się, że żona trzymała ją w palcach chwilę temu. Nie dokończyła herbaty.

Rzeczy rozrzucone, kto to posprząta. Mężczyzna patrzył na te przedmioty, wspominając długie kłótnie ostatnich tygodni.

W rodzinie brakowało pieniędzy, zmęczył się pracą. A żona nie doceniała, wydawała pieniądze na niepotrzebne rzeczy. Przykro.

Zimą chciała truskawek – kupiła. Tylko trochę, ale jaka cena! A jej krem! O tej puszeczce na stole wybuchła taka awantura. Po co taki drogi? Zupa na kuchence – znowu za dużo ugotowała. A kto to zje? Wyrzucać resztki? W dwójkę tyle nie potrzeba.

Mężczyzna westchnął, włączył komputer: chciał się odciąć. Nie chciał się martwić, nie chciał planować, bał się nawet myśleć o tym, co się dzieje.

W przeglądarce ostatnie strony – reklama kurortu. Żona chciała tam pojechać. Odpowiedział jej:

– Drogo. Jaki kurort, jeszcze spłacamy kredyt hipoteczny. Trzeba kupić nowy samochód. Na działce trzeba robić remont.

I tak z drobnostek powody kłótni się mnożyły. Godzinami leżała w łazience, denerwowało. Ale teraz nikt nie zajmuje, leż. I w łóżku leż, choćby wzdłuż, choćby wszerz. Na koc nikt nie rości pretensji.

I palić nikt nie zabroni, proszę bardzo. Chcesz – nawet w kuchni. Chcesz – w fotelu przed telewizorem. I piwo można. Pod futbol. Pod politykę.

Nikt nie będzie się krzywo patrzył, tylko miś na szlafroku. Szlafrok rzuciła na podłogę, przebierała się z trudem. Leży.

Wziął ten szlafrok. Mechanicznie zaczął go prostować. Poczuł: pachnie kremem, truskawkami. Taki znajomy zapach, że zanurzył w nim twarz, rozpłakał się. Ze wstydu. Co za głupiec?

Poskarżył się na żonę za truskawki…

Po co mu samemu ten dom? Większe mieszkanie – dokąd im? Drogi samochód – kogo on zamierzał nim wozić? Skąd w ogóle wzięła się ta drobnostkowość?

Płakał, wycierał łzy. W głowie wreszcie się rozjaśniło.

Nie potrzebuje komputera, nie trzeba zapominać. Trzeba dowiedzieć się, co z żoną.

Zadzwonił do szpitala, nie czekając na rano. A operacja właśnie się skończyła, i wszystko w porządku.

Mężczyzna uciekł do szpitala z truskawkami w rękach. Pełno pudełek, kilka kilogramów.

Żona nie mogła tyle zjeść, więc cały oddział jadł. Siedział obok niej, szczęśliwy. I opowiadał o morzu.