Kiedy synowa wyrzuciła teściową z parapetówki
Z mężem długo zastanawialiśmy się, gdzie zamieszkać po ślubie. Nie bardzo chcieliśmy dzielić przestrzeń mieszkaniową z rodzicami, a szkoda było pieniędzy na wynajem. Rozważyliśmy wszystkie “za” i “przeciw” i zdecydowaliśmy się przeprowadzić do teściowej, ponieważ mieszkała sama w trzypokojowym mieszkaniu.
Tym bardziej, że mąż miał tam swoją część. Ojciec przed rozwodem przepisał na niego swoją część, by zapewnić mu dach nad głową. Teściowa mogła wyjść ponownie za mąż i wyrzucić syna, więc takie rozwiązanie było całkiem uzasadnione.
Pomimo tego mój mąż nigdy nie panował w domu mamy. Uważał, że ona jest jedyną właścicielką nieruchomości, ponieważ spędziła tam całe życie.
Na początku z teściową się nie kłóciliśmy. Zaraz po przeprowadzce nalegała na oddzielne prowadzenie gospodarstwa domowego, więc musiałam się zgodzić. Mąż dostał od niej polecenie zamontowania zamków w drzwiach, a lodówkę warunkowo podzieliliśmy na pół. Co więcej, mieliśmy nawet harmonogram korzystania z pralki. To nie żarty!
Przez kilka lat udało nam się zaoszczędzić na wstępną wpłatę kredytową. Prawie starczało nam na dwupokojowe mieszkanie, ale trzeba było jeszcze trochę dołożyć. Jednak w tym samym czasie dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Moi rodzice ucieszyli się i pomogli nam – wspólnymi siłami zaciągnęliśmy kredyt na trzypokojowe mieszkanie.
Na parapetówkę zaprosiliśmy wszystkich krewnych i przyjaciół. Wszyscy cieszyli się z nas, oprócz jednej osoby.
— Cieszę się, że zostaliście właścicielami trzypokojowego mieszkania. Nie na darmo ciągnęłam was przez ten cały czas, teraz liczę na wzajemność. Mam nadzieję, że syn przepisze na mnie część mieszkania, w końcu bez mojego udziału nigdy byście się na ten krok nie zdecydowali, — powiedziała teściowa.
Pewnie ciąża i hormony w tym momencie wzięły nade mną górę. Wyrzuciłam teściową i poprosiłam, by więcej nie pojawiała się w naszym domu. Mąż też był w szoku z powodu zachowania krewniaczki, w końcu nigdy nas nie utrzymywała – żyliśmy na własny koszt.
Skreśliliśmy ją z listy pożądanych gości w naszym domu i do tej pory się nie odzywamy.