Od samego dzieciństwa moja mama wbiła mi do głowy, że gotowanie, pranie, sprzątanie i zmywanie to obowiązki kobiet i nie może być inaczej. Ale dla mnie to było niezrozumiałe. Od 8-9 lat widziałam, jak niesprawiedliwe to wszystko było.
Rodzice wracali do domu z pracy równo, ale mama stawała przy kuchence, a tata kładł się na kanapie. Pomagałam mamie sama, nikt mnie o to nie prosił. Zawsze zmywałam po sobie naczynia, a w weekendy sprzątałam z mamą. Dla taty jednak weekendy były święte. Spędzał je w garażu albo na rybach.
I minęło dwadzieścia lat. Teraz jestem zamężną kobietą. I teraz ja jestem jak mama. Na mnie spoczywa całe gospodarstwo domowe: sprzątanie w weekendy, gotowanie dwa razy dziennie w tygodniu. Codziennie przygotowuję przekąski dla męża do pracy. I oczywiście zmywanie naczyń. Mąż nie chce kupić zmywarki, uważa to za zbędną wydatkową.
Oddzielna sprawa to skarpetki. Znalezienie pary to zadanie z gwiazdką. Wszechobecne są: na fotelach, kanapach, pod nimi i za nimi. I zawsze, dziwnym trafem, po jednej.
Mąż, podobnie jak mój tata, poświęca weekendy na swoje ulubione zajęcia. Tylko on planuje spotkania z kumplami nie w garażach i na rybach, ale w sportowych barach i klubach. A ja zostaję sama w domu.
Zmęczona tym wszystkim postanowiłam zapytać męża, dlaczego nie może zmywać naczyń. Przecież nie ma nic więcej do zrobienia. Przynajmniej można byłoby to zrobić. W odpowiedzi usłyszałam, że nie proszę go, więc on nie robi. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego mam go prosić. Przecież to oczywiste. Zjadł – talerz brudny, więc trzeba go umyć. Czy mam też prosić o podlewanie kwiatów?
W końcu mąż powiedział, że jeśli potrzeba, to będzie zmywał. Tydzień robił to samodzielnie. Było to czasem nie na miejscu, ale zawsze. Potem się zmęczył i kupił zmywarkę.