Nasza synowa nie rozmawia z nami i nie pozwala nam spotykać się z wnuczką. Nie pomogliśmy synowi z zakupem mieszkania i okazaliśmy się niepotrzebni

Syn ożenił się kilka lat temu. Byliśmy zadowoleni, od samego początku liczyliśmy na dobre relacje i przyjaźń z synową oraz jej rodzicami. Jednak mimo wielu prób nawiązania kontaktu, nic z tego nie wyszło. Rodzina przyszłej żony odmawiała spotkań z nami, widzieliśmy ich tylko na ślubie i w dniu wypisania z szpitala.

Z synową na początku rozmawialiśmy, zapraszaliśmy ją i syna do nas w każdy weekend, odwiedzaliśmy ich podczas świąt. Jednak z czasem przestali do nas jeździć, sami też nas nie zapraszali. To dla mnie było niezrozumiałe i nieprzyjemne. Syn zapewniał, że wszystko w porządku, stale wymyślał jakieś wymówki. Ostatecznie widywaliśmy się sporadycznie, głównie oni zabierali wnuczkę do siebie tylko od święta.

Stosunki z synową stawały się coraz gorsze, komunikacja była napięta, zawsze miała jakieś niezadowolenie. Nawet zaczęłam mieć wrażenie, że zazdrości nam tego, że żyjemy dobrze, a oni nie. A ostatnio wręcz przestała z nami rozmawiać, nie pozwala nawet na widzenie z wnuczką. Syn też coraz rzadziej się z nami kontaktuje, dzwoni co najwyżej raz na kilka dni, ale i to w najlepszym razie.

Kiedyś dzielił się z nami wieloma sprawami, teraz nic nie opowiada. Nawet do mojej młodszej córki (naszej siostry) zaczął się zwracać formalnie, choć wcześniej wiele czasu jej poświęcał, interesował się jej życiem, zawsze pomagał. Synowa od samego początku przerywała wszelkie próby rozmowy z nią, nawet niewinne porady drażniły ją. Mój mąż i ja może nie jesteśmy ideałami, być może zbyt wiele interesowaliśmy się ich sprawami, ale zawsze działało to z najlepszych intencji.

Zauważyłam też, że wszystko nagle stało się znacznie gorzej od czasu, gdy kupili swoje mieszkanie. Sami kilkakrotnie przeprowadzaliśmy się, a nasze życiowe doświadczenie było większe, chcieliśmy pomóc i doradzić, które mieszkanie lepiej wybrać, na co zwrócić uwagę. Proponowaliśmy im wspólne oglądanie mieszkań. Zawsze lepiej, gdy kilka par oczu spojrzy na to samo, ale synowa nie chciała. Kiedy już kupili mieszkanie, nie pokazali nam go od razu.

Być może obrazili się, że nie pomogliśmy im finansowo w zakupie mieszkania. Mieszkanie kupili na kredyt hipoteczny, my nie dawaliśmy im pieniędzy. Wybrali bardzo stare i zniszczone mieszkanie, ale o trzech pokojach. Ostatecznie zaproponowaliśmy im pieniądze na remont, ale odmówili. Nie zdecydowali się na wynajęcie fachowców, robią wszystko sami, już czwarty rok mieszkają w budowlanym bałaganie.

Mamy z mężem jeszcze jedno mieszkanie, jednopokojowe, które wynajmujemy. Nie planowałam go sprzedawać, aby inwestować pieniądze w ich majątek, który ma być uważany za wspólnie zdobyty. Synowej to rozwiązanie pewnie się nie podoba. A jeśli rodzice nie dali im pieniędzy, to już nie są potrzebni? Czy tak to działa?

Próbowałam porozmawiać z synem, ale mówi, że nie chce tego omawiać. Synowa mnie wszędzie zablokowała. Nie wiem, co robić. Wyraźnie synowa ma wpływ na syna i nastawiła go przeciwko nam, a teraz jeszcze wnuczki nie widzimy. Bardzo cierpię z tego powodu, ale nie chcę rozmawiać z synową, nie chcę się poniżać. Jakie jest wasze zdanie w tej sytuacji?