Wika była szczęśliwym dzieckiem, dopóki jej babcia żyła. Była jej oparciem, wsparciem, najlepszą przyjaciółką i najukochańszą osobą na świecie. Wika bardzo cierpiała po jej śmierci, ale nie wiedziała, że najgorsze jeszcze przed nią.
Babcia w testamencie pozostawiła całe swoje mieszkanie swojej ukochanej wnuczce, Wiktorii. Matka Wiking, Ewa, była zszokowana. Przecież miała nadzieję na duży spadek. Ale spadkobierczynią jest jego jedyna córka!
– To moje mieszkanie i zostanie mojej córce! Całe!
– Dokładnie, twoim córkom! Jednej i drugiej. – cierpliwości babci można było tylko pozazdrościć.
Matka awanturowała się, krzyczała, groziła wynajęciem adwokatów i odzyskaniem wszystkiego, co tylko można. W końcu, widząc, że nikt się jej nie boi, odeszła i więcej Wika z matką nie miały kontaktu.
Po skończeniu szkoły Wika dostała się na uniwersytet. Pewnego dnia na schodach budynku uczelnianego zatrzymała ją dziewczyna – nastolatka, niezwykle podobna do niej samej.
– Wika! To ty jesteś Wika?
– Tak, a ty kto?
– Ja jestem Nadia! Twoja siostra!
Wika była niezmiernie szczęśliwa, że siostra ją odnalazła i znowu zaczęły się ze sobą kontaktować. Matka nie wiedziała, że młodsza córka odnalazła starszą.
Gdy Wika miała ślub, Nadia musiała wymyślić pretekst, by wyjechać z domu na dwa dni.
Minęło kilka lat, siostry dorosły. Wika pochowała babcię, wyszła za mąż, urodziła córkę. Nawet będąc matką, nie znalazła w sobie siły, by wybaczyć własnej matce. Ta kobieta stała się dla niej obcą osobą. I stało się to nie w dniu, kiedy przyjechała bronić praw do mieszkania, ale wtedy, kiedy oddała córkę rodzicom byłego męża, wykreślając ją ze swojego życia.
Nadia wielokrotnie próbowała pogodzić matkę i siostrę. Wika była zdziwiona, jak taka sucha i zimna kobieta mogła mieć taką dobrą córkę. Siostra była mile widzianym gościem w domu Wiking. A o matce zabraniała nawet wspominać.
– Nadziu, nie możesz mnie zrozumieć. I nigdy nie będziesz mogła. Ty żyłaś w kochającej rodzinie. A mnie z tej rodziny wykreślono. Więc twoja matka dla mnie to obca osoba. Nie mów mi o niej i nie naciskaj na współczucie!
– Ale ona choruje. Poważnie choruje. A ja już nie radzę sobie z opieką nad nią i własną rodziną. Jak ty możesz tak? To przecież nasza mama! Dała nam życie! To nasz obowiązek o niej dbać!
– Ona dała mi życie, ale wychowała i dbała o mnie inna mama – moja babcia! Twoja matka mnie jak stary ciężar odrzuciła i poszła lżejsza w jasną przyszłość. Ona mi nie pomagała wychowywać! W żaden sposób! Sąsiedzi potem opowiadali, że nawet pożyczała od babci. Kilka razy nawet u niej kradła. Małe sumy, ale jednak.
– Nie może być, nie wierzę!
– A ja wierzę! Ty znasz jedną matkę, a ja inną! I znałam, to znaczy, znałam swoją babcię. Ona nigdy by się nie poniżyła kłamstwem. Więc sama widzisz – nie mam żadnego długu córki wobec twojej matki. Rozumiem, że się o nią martwisz, ale nie wymagaj ode mnie tego samego, nie mogę jej wybaczyć! Nigdy. Uważaj mnie za suchą, szorstką, okrutną, jakąkolwiek. Ale ona nie zainwestowała we mnie. Nie zamierzam jej pomagać. Poza tym, ma męża, ma ciebie, sobie poradzicie. Kiedy mnie zostawiła, nie myślała, jak mi będzie. – Wika mówiła pewnie, bez wahania, ponieważ wiedziała: matka to nie ta, która urodziła, ale ta, która dała godne wychowanie. Która wykarmiła i wychowała.