Andrzejowi wydawało się, że jego żona nie jest oszczędna. Wprowadzili oddzielne budżety, a po miesiącu “ratowali” go przyjaciele

Justyna i Andrzej to typowa młoda para. Nie mają jeszcze dzieci, ale poza tym są typową rodziną. Mieszkają w swoim domu, mają mały ogród, psa, kota. Chłopak pracuje jako menedżer. Dziewczyna dorabia z domu.

Wszystko wydawało się być w porządku, dopóki koledzy z pracy nie zasugerowali, że na jego pensję powinno wystarczać na więcej. Skoro ciągle narzeka, to znaczy, że nie kontroluje rodzinnego budżetu. Chłopak zastanowił się i wieczorem zażądał od żony sprawozdania z wydatków. Dziewczyna była zaskoczona. Szczerze przyznała, że dzisiaj opłaciła rachunki, kupiła trochę jedzenia i dla siebie szampon, balsam do ust.

Andrzej zażądał paragonów, co jeszcze bardziej zaszokowało żonę. Przekopując rzeczy znalazła paragony na wszystko. Do kosztów światła nie miał pytań. Z jedzeniem też wszystko w porządku, suma mała. Ale paragon z drogerii wywołał burzę oburzenia. Szampon wydawał się zbyt drogi, a balsam to według niego w ogóle niepotrzebny zakup, zwłaszcza za taką sumę.

Justyna patrzyła na niego i nie rozumiała, co on wygaduje. I jak dobrze, że jeszcze nie wie, że kupuje maskę do włosów. Dziewczyna próbowała przekonać męża, tłumaczyć, że to normalna cena. Przecież ma długie włosy i potrzebuje starannej pielęgnacji. Usta też potrzebują opieki.

Ale Andrzej nie chciał nic słyszeć. Oświadczył, że będzie sam kupować szampon. Ale Justynie takiej pomocy nie potrzeba. Mogła sama zarobić na to, co jej potrzebne. Pokłócili się. W końcu chłopak oświadczył, że będą żyć z oddzielnymi budżetami. Justyna zgodziła się. Zarabiała nieźle, ale prawie wszystko wydawała na spłatę kredytów, które brał mąż. Teraz musiał sobie z tym radzić sam.

Tydzień minął bez problemów. Jedzenie było jeszcze w lodówce, środek do mycia naczyń też. Kredyty spłacone, rachunki opłacone. Nowy tydzień przyniósł trudności. Skończyły się tabletki do zmywarki. Chłopak chciał kupić, ale zobaczył cenę i się rozmyślił. Szukając wyjścia naczynia się piętrzyły. Justyna myła swoje, jego nie ruszała. Kiedy góra naczyń stała się przerażająca, poszedł i kupił najprostszy środek do mycia. Myślał, że zadrwi, jak można wydawać mnóstwo pieniędzy na niepotrzebne rzeczy, ale spędził godzinę na myciu. I jeszcze nie wszystko udało się umyć, bo płyn słabo się pienił i nie chciał zmywać. W rezultacie zużył całą butelkę.

Z hydrauliką chłopak nie był na “ty”, mycia nie umiał. W ich domu były dwie łazienki. Justyna korzystała z małej i sama ją myła. Druga po dwóch tygodniach wyglądała okropnie. Obok majaczyła też góra brudnych ubrań. Bo z praniem u chł

opaka nic nie wyszło.

Kupił środek do prania ręcznego, uruchomił pralkę, ale ta nie chciała działać. Do filtra wpadła skarpetka, a cała piana wydostała się na zewnątrz. Musiał wezwać fachowca. Wydał kupę pieniędzy. Po tym Andrzej bał się pralki. Justyna zaś drobną bieliznę prała ręcznie, a pościel woziła do rodziców. I tak jeździła ich odwiedzać.

W trzecim tygodniu dziewczyna zajęła najmniejszy pokój. Kuchnię podzieliła na dwie części i sprzątała tylko swoją. Kuchenki nie używała. Zrozumiała, że ma dość pieniędzy i może pozwolić sobie na jedzenie z cateringu. Dlatego potrzebowała tylko mikrofalówki. Po sobie ją wycierała.

Przez ten czas Justyna poczuła się wypoczęta. Miała wystarczająco dużo wolnego czasu. I zaczęła lepiej spać, bo okazało się, że spać samemu jest bardzo dobro. Z kolei Andrzej zamienił się w coś niezrozumiałego. Chodził nieogolony, w pogniecionych, brudnych ubraniach, wiecznie zły. Musieli go ratować przyjaciele. Przyjechali w odwiedziny, szybko wprowadzili porządek, a potem wyjaśnili, że nie zawsze można oszczędzać.