Banalna historia mojego romansu z żonatym mężczyzną

Kiedy wspominam mój romans z Krzysztofem, łapię się na myśli, że okazałam się tak samo naiwna, jak wielu innych, które związały się z żonatymi mężczyznami.

Poznaliśmy się przypadkowo, szłam ulicą po nieudanej próbie poznania kogoś nowego, przeglądałam ogłoszenia na stronie internetowej i postanowiłam rzucić wyzwanie losowi, ale spotkawszy “pretendenta” na moją rękę i serce, zobaczyłam człowieka zupełnie innego niż na zdjęciu na stronie. Zapytałam, dlaczego tak upiększył swoją rzeczywistość i zrzucił dziesięć lat swojego wieku. Na to łysiejący jegomość tylko się roześmiał, mówiąc, że inaczej nikt by nie poddał się jego namowom na spotkanie, i dodał, że wygląd i wiek nie są najważniejsze. Ja również uśmiechnęłam się i odesłałam go z jego wiotkim bukietem na erotyczną wędrówkę pieszą. Nastrój był zepsuty, postanowiłam po prostu spacerować, i po kilku kwartałach spotkałam Krzysztofa. Minęliśmy się spojrzeniami, jego dzień również nie był zbyt wesoły, potem mężczyzna skinął mi głową, witając, ja odpowiedziałam, i zaczęliśmy rozmawiać.

Rozmawialiśmy tego wieczoru do późna, zapominając o naszych codziennych problemach, a żegnając się, umówiliśmy się na kolejne spotkanie.

To już było klasyczne randkowanie – z kwiatami, cukierkami i szampanem. Krzysztof był bardzo szarmancki, składał stosowne komplementy, nie rzucał nimi na prawo i lewo, ale wypowiadał w odpowiednim czasie i proporcji. Tak zaczęły się nasze dorosłe relacje. Na czwartej lub piątej randce mój, jak już myślałam, mężczyzna, przyznał się, że jest żonaty. Na moje zdziwienie dodał, że to nic nie zmienia, że niedługo się rozwiodą, wszystko już od dawna do tego zmierzało, tylko dzieci ich powstrzymywały.

Krzysztof mówił tak przekonująco i malował tak różowe perspektywy naszego dalszego wspólnego życia, że było po prostu niemożliwe, żeby mu nie uwierzyć.

Spotykaliśmy się u mnie, czasem Krzysztof zostawał na noc, nie drążyłam go pytaniami o żonę, dzieci, wierząc, że wszystko idzie dokładnie tak, jak opowiadał kochankowi – problemy z dziećmi zostają załatwione, wszystko zmierza ku rozwodowi.

Nie zastanawiałam się nad antykoncepcją, po co, skoro niedługo wyjdę za mąż, niech Bóg da dziecko – wspaniale! I to szczęście, piszę bez ironii, się spełniło. Tylko gdy powiedziałam Krzysztofowi, że będziemy rodzicami, wyskoczył, prawie się poślizgnął do “chorej” matki, powiedział, że trzeba jej pilnie kupić leki. Takie reakcje na moją ciążę były nieprzyjemne i dość wymowne, ale jeszcze pocieszałam się myślą, że wszystko się ułoży, że trzeba pomóc mamie itd.

Mojej mamie kochanek “leczył” przez trzy miesiące. Przez ten czas ani razu nie zadzwonił do mnie ani się nie pojawił. Ale znalazłam go, prosto w jego miejscu pracy. Przyszłam do biura, gdzie pracuje jako menedżer, i przed wszystkimi zapytałam, dlaczego tak się przestraszył ojcostwa, że jestem w porządku, z dzieckiem wszystko w porządku, nawet pokazałam mu zdjęcie USG, pogratulowałam, że będzie dziewczynka. Krzysztof nie wiedział, co zrobić, z każdej strony patrzyli na niego ciekawi koledzy. Mężczyźni z uśmiechami, a kobiety – z wyrazem twarzy “o zdradzieckość!” Ostatnim pytaniem odemnie było, kiedy właśnie się rozwiedzie, jak obiecał? Koledzy zaczęli szemrać, a Krzysztof, wyskakując zza biurka, poprosił, żeby skończyć z koncertem. Ja zgodnie skinęłam głową, obróciłam się i wyszłam.

Kochanek nie zaczął mnie gonić ani w jakikolwiek sposób się usprawiedliwiać, zaczął przekonywać kolegów, żeby nie zwracali uwagi, że sytuacja nie jest taka, jak sobie wyobrażali itd. Tylko nie wiedział, że mój “koncert” się nie skończył, tylko rozpoczęło się dopiero pierwsze jego odsłonięcie.

Drugie miało miejsce przy drzwiach jego mieszkania. Otworzyła żona, miła sympatyczna kobieta, zapytała, kim jestem i o co chodzi. Szczerze mówiąc, najpierw myślałam o odwróceniu się i powiedzeniu, że się pomyliłam adresem, ale potem postanowiłam się zemścić do końca. Przedstawiłam się żonie:

– Jestem kochank

ą twojego męża, mówił, że się z tobą rozwodzi, ale gdy dowiedział się, że będzie ojcem, po prostu uciekł.

Żona odpowiedziała zdezorientowana:

– O Boże, jaki rozwód, nasze dzieci dorastają, nic takiego nie zauważyłam u męża, może mylisz mnie z kimś innym?

Ale moja wiedza o kochanku szybko przekonała żonę, że nie mylę się. Na koniec rozmowy przeprosiłam i poprosiłam o przekazanie Krzyszkowi pozdrowień.

Jak potoczyły się ich rodzinne stosunki po mojej wizycie, nie wiem, i nie interesuje mnie. Teraz mam inne troski – moja mała Karolinka.