Córka mojej przyjaciółki postanowiła urodzić dziecko dla siebie
Z Martą przyjaźnię się jeszcze od czasów uniwersytetu. Teraz mamy już po pięćdziesiątce, ale nasza przyjaźń z biegiem lat tylko się umacnia, i kiedy potrzebujemy się czymś podzielić, co nie jest przeznaczone dla trzecich uszu, zawsze biegniemy do siebie, wiedząc, że żadna nowina czy dyskusja nie wyjdzie poza ściany mojej lub jej kuchni, gdzie zazwyczaj odbywają się nasze “narady”.
Ostatnio Marta zadzwoniła do mnie z pytaniem, czy może przyjść, aby omówić coś ważnego. Tego dnia miałam pewne sprawy, ale po tonie głosu przyjaciółki zrozumiałam, że naprawdę potrzebuje rozmowy, więc przesunęłam swoje plany na później.
A Marta przyszła do mnie z taką sprawą. Jej córka, Ewa, która w tym roku kończy trzydzieści lat, chce urodzić dziecko dla siebie, bez obciążania się mężem. Do tego zainspirowała ją była koleżanka ze szkoły, która wyszła za mąż zaraz po szkole i już urodziła trzech chłopców, z których najstarszy poszedł do pierwszej klasy. Co więcej, wielodzietna matka nie zamierza się zatrzymywać i przekonała Ewę, aby rodziły razem, mówiąc, że będą razem chodzić w ciąży, ona wszystko opowie, doradzi i pomoże. Z jednej strony propozycja rodzenia “za towarzystwo” jest oczywiście oryginalna, trzeba by się zastanowić sto razy, bo dziecko to nie piesek, by zakładać go, bo przyjaciółka też ma. Z drugiej strony – czas leci, a trzydzieści lat to już całkiem spory wiek na dziecko, jeśli na horyzoncie nie widać męża, warto pomyśleć o dziecku. Oto i Ewa skupiła się na tej drugiej stronie, ogłaszając rodzicom, że planuje zostać mamą.
Mieszkają w klasycznym dwupokojowym mieszkaniu, na szczęście pokoje są oddzielne, ale jeśli pojawi się małe dziecko, ich oddzielność stanie się bardzo względna. Matka Ewy, gdy zaczęłyśmy omawiać ten temat, stwierdziła, że nie ma nic przeciwko wnukom, ale nie w takim formacie – bez męża i na tak małej powierzchni. Swoje stanowisko wyraziła bez ogródek córce, mówiąc, że nie chce w nocy podskakiwać do niemowlęcia, zajmować się pieluchami, pampersami, szczepieniami i wszystkim innym, i doradziła córce, aby najpierw wyszła za mąż i przeprowadziła się pod własny dach.
Matka i córka nie znalazły wspólnego języka i pozostały przy swoich opiniach. Według Marty, wielodzietna przyjaciółka Ewy ciągle ją nakręca i mówi, że babcia i dziadek nigdzie się nie wybiorą, kiedy pojawi się wnuk czy wnuczka, zmiękną i zaczną pomagać jak najlepsi.
Z Martą długo omawiałyśmy ten temat, przewertowałyśmy wszystkie “za” i “przeciw”, ale do jednoznaczności nie doszłyśmy. Chociaż moja rozmówczyni była przeciwna dziecku bez ojca, to córkę rozumiała. Ewa nigdzie nie chodzi, ma niewyróżniający się wygląd, m
ężczyźni mówią o takich “szara myszka”. Liczenie na to, że jutro pojawi się książę na białym konie nie ma sensu, a wyjście za mąż za pierwszego lepszego z ulicy także nie jest opcją.
Jak znaleźć wyjście z tej dylematy – nie wiadomo. Nie dałam żadnych konkretnych rad ani nie wyciągnęłam wniosków, kto ma rację, a kto jest winny, nie chciałam być postrzegana jako ta zła i wtrącać się do cudzych rodzinnych spraw, choć Marta jest moją bliską przyjaciółką. Pytanie wciąż wisi w powietrzu, ale wydaje mi się, że Marcie jednak warto przygotować się na zostanie babcią…