— Dlaczego mam utrzymywać emerytów? Czyż nie mogli zaoszczędzić na starość? — powiedział nieznajomy
Wracając z pracy, wstąpiłem po syna do przedszkola, a gdy dotarłem na podwórko, zatrzymałem się przy wejściu, podczas gdy on bawił się na huśtawkach ze swoimi przyjaciółmi. Obok, na ławce, usadowiły się nasze sąsiadki, tak zwany, aktyw osiedlowy. Są już na emeryturze, w wieku od siedemdziesięciu do osiemdziesięciu lat, i jednym z ich ulubionych zajęć jest siedzenie przy wejściu, rozmawiając ze sobą, a gdy jest okazja, także z przechodzącymi mieszkańcami.
Mam całkiem dobre relacje z tymi starszymi paniami, latem „kupuję” ich sympatię, częstując czasami lodami, czasem wręczam pudełko czekoladek, które dostałem w pracy jako prezent, krótko mówiąc, utrzymujemy kontakt.
Gdy podszedłem, Danuta, a za nią wszystkie inne, przywitały mnie serdecznie:
– Witaj, Władek! Co, postanowiłeś pospacerować z synem?
To było pytanie retoryczne, tylko żeby zacząć rozmowę, ale ja podtrzymałem inicjatywę:
– Tak, zabrałem go z przedszkola, niech się trochę rozerwie, żeby w domu mniej energii rozładowywał.
Starsze panie jednomyślnie kiwały głowami, zgadzając się:
– Dobrze robisz, dobrze, bo u innych dzieciaki siedzą zamknięte, tylko komputery widzą!
Wymienialiśmy się uwagami o pogodzie, o tym i owym, i w tym momencie podjechał nasz nowy sąsiad, który niedawno kupił mieszkanie. Zachowywał się trochę wyniośle, nie komunikował się z nikim, pozdrawiał oschle. Tym razem przeszedł sam siebie:
– Gdzie nie spojrzeć, same emeryty! Z pensji taki podatek ściągają, jakbym miał was utrzymywać! I całe dnie na ławkach plotki przewijają!
Twarze babć się zmarszczyły, a Danuta zapytała:
– A czymże my mamy się zajmować, swoje już przepracowałyśmy, podatki też płaciłyśmy, nie tylko na emerytów, ale i na to, abyś ty mógł się uczyć!
Sąsiad nie ustępował:
– Nie uczyłem się za wasze pieniądze, nie martwcie się, rodzice płacili za studia.
Przyjaciółka Danuty, Elżbieta, zarzuciła szybko:
– Czyli całkiem nierozgarnięty był, skoro na budżet się nie dostał!
Babciom puściły uśmiechy, a sąsiad zaczerwienił się:
– Nie taki znowu nierozgarnięty, jeśli na mieszkanie sobie zarobiłem! A gdybym siedział na ławce, to nic bym nie miał!
Dyskusja z babciami zaczęła przybierać dość emocjonalny charakter. Sąsiadki, zręczne w słowach, dosłownie drwiły z „sponsora” ich emerytur, i postanowiłem interweniować, widząc, że sprawa zmierza do krytycznego punktu:
– Wiesz, prawdopodobnie niedawno jesteś w stolicy?
Sąsiad nie spodziewał się tego pytania i, zdając sobie sprawę, że będą kolejne, niepewnie odpowiedział:
– Dwa lata…
Spytałem, gdzie
mieszka jego matka i, dowiedziałem się, że w sąsiednim województwie, na co powiedziałem:
– Twoja mama też dostaje emeryturę z odprowadzeń z pensji, więc dlaczego jej nie zaproponujesz, aby oddała ci emeryturę? Przecież siedzi ci na karku!
Sąsiad zrozumiał, że jest solidarny z babciami, zaczął się wycofywać:
– Ale to przecież matka… Co znaczy, oddać emeryturę, przecież ona na nią zapracowała!
Uśmiechnąłem się:
– No i twoje sąsiadki też na nią zapracowały, a tobie, jako nowemu członkowi naszej wspólnoty mieszkaniowej, bardzo nie radzę z nimi zadzierać.
Sąsiad mruknął coś pod nosem i poszedł do domu. A babcie wymieniały znaczące spojrzenia między sobą, i zrozumiałem, że teraz ten jegomość będzie ich głównym tematem rozmów, co można by życzyć tylko wrogowi. No cóż, sam się o to prosił…