Jak mnie denerwują krewni, którzy ciągle narzekają i psują nastrój!

Mam dość słuchania zarzutów pod moim adresem. Mówią, że wiedziałam, za kogo wychodzę za mąż. Po co mi teraz to mówić? Czy to coś zmieni? W końcu, nie wszystko jest takie jednoznaczne.

Zaszłam w ciążę szybciej, niż wyszłam za mąż. Tak to się po prostu stało. Planowaliśmy ślub, ale tuż przed nim dowiedziałam się, że jestem w trzecim miesiącu ciąży.

Cóż, nie zawsze można kontrolować sytuację. Nie martwiłam się zbytnio, bo ufałam swojemu mężczyźnie. Byłam pewna, że uda nam się wziąć ślub przed narodzinami dziecka.

Początkowo wszystko układało się nieźle. Mówił, że kocha to dziecko i będzie dla niego dobrym ojcem.

Jednak nie wzięłam pod uwagę, że wielu mężczyzn potrafi tylko mówić. Miesiąc przed porodem i planowaną datą ślubu, po prostu mnie zostawił. Powiedział, że nasz związek był błędem i nie widzi wspólnej przyszłości.

Nie chcę nawet wspominać tego trudnego okresu w życiu. Było mi bardzo ciężko. Gdyby nie dziecko, pewnie bym zwariowała lub zaczęła pić. Moje życie toczyło się pod górę.

Bliscy wtedy mnie wspierali i obiecywali pomoc. Ale nie w taki sposób, jak sobie wyobrażałam.

— Możesz zrezygnować z dziecka w szpitalu, skoro na aborcję jest już za późno, — radzili.

Jednak nie planowałam porzucać swojego dziecka. Już wtedy kochałam je całym sercem. I wiedziałam, że dziecko nie pozwoli mi sięgnąć dna i pogrążyć w depresji.

Krewni utrzymywali, że w ogóle nie myślę o swojej przyszłości. A ja byłam pewna, że sobie poradzę. Dlaczego miałabym nie?

Mam mieszkanie, normalną pracę, oszczędności… Chciałam, aby moje dziecko było najszczęśliwsze na świecie, pomimo że jego ojciec to skończony drań i zdrajca.

Poród przebiegł dobrze. Wszystko układało się normalnie, oprócz mojego stanu emocjonalnego. Wiedziałam, że mogę tego nie wytrzymać i oszaleć. Niepokój ogarnął moje zdrowe myślenie.

Samotnie radzę sobie z synem, ale gdy proszę o pomoc — odmawiają mi. W ogóle się ode mnie odwrócili i żyją swoim życiem.

W odpowiedzi na moje zarzuty mówią, że sama zrobiłam swój wybór, więc nie muszą mi pomagać. Twierdzą, że powinnam była ocenić swoje możliwości i posłuchać ich rad.

Skąd miałam wiedzieć o długiej rekonwalescencji po porodzie? O bólu i braku snu? Nie wiedziałam także, że dziecko urodzi się niezupełnie zdrowe. Nie proszę ich o pieniądze czy coś materialnego — tylko o uwagę i trochę pomocy.

Krewni nie chcą mnie wspierać w tak trudnym okresie życia. Początkowo rozumiałam, że mogę liczyć tylko na siebie, ale miałam nadzieję, że nie zostawią mnie na pastwę losu.

Nie wiedziałam, że zostanę sama bez męża. Nie myślałam o tym, że ten potwór skre

śli mnie ze swojego życia. Nie mogłam nawet sobie wyobrazić, co mnie naprawdę czeka. To, że mnie za to obwiniają, nie przynosi żadnego rezultatu. Jeśli mówisz komuś, że jest głupi, czy stanie się mądrzejszy?

Teraz sama nie chcę z nimi rozmawiać. Mam dość ciągłej krytyki i gniewnych tyrad. Uważam, że podjęłam słuszną decyzję, ratując życie dziecka, a ich rozważania więcej nie wezmę nawet pod uwagę.