Mama powiedziała, że nie weźmiemy ślubu, dopóki nie nauczysz się smacznie gotować
– Czy ty zwariowałeś, co się z tobą stało, Andrzej? Nigdy nie mówiłeś nic o tym, jak gotuję, a teraz nagle zacząłeś narzekać.
– To nie ja mówię, to moja mama nie przestaje o tym mówić. – No jasne, ona też się wtrąca, teraz wiem, skąd się biorą takie rozmowy.
Około roku przed naszym ślubem, moja teściowa obchodziła swoje 50. urodziny, nazywa się zresztą Helena Beniaminowna.
No już poważny wiek, prawda? Gdy usłyszałam, że zamierza świętować w domu, postanowiłam zaoferować jej swoją pomoc, dlaczego by nie pomóc starszej kobiecie zorganizować wszystko.
– Powiedzcie mi, po co cała ta wielka uroczystość, Helena Beniaminowna? Zdajecie sobie sprawę, że potem zostaną góry naczyń do mycia, a przygotowania zabiorą kilka godzin? Jeśli chcecie, mogę wam zorganizować to w mojej pracy z dużą zniżką.
Byłam menedżerem w dużej restauracji, więc dla krewnych, którzy przychodzili tu na duże święta z dużymi rachunkami, mogłam zrobić dobrą zniżkę. Gdybym wiedziała, co moje słowa spowodują, zrezygnowałabym z tego pomysłu.
– Dziękuję, oczywiście, ale zróbmy to tak. Skoro zaproponowałaś pomoc, to kup wszystko, co jest napisane na tej liście i przyjdź do mnie, będziesz gotować według moich wskazówek, tak zrobimy, dobrze?
Nadszedł dzień, gdy cały mój dzień zmarnowałam w kuchni teściowej, a ona ciągle przychodziła, próbowała, interesowała się, obserwowała.
Wtedy wydawało mi się, że wszystko jest w porządku, że wszystkim wszystko się podoba.
O szóstej wszyscy zaczęli zbierać się na jubileusz, ja zaś, która stałam przy kuchni od szóstej rano, byłam bardzo zmęczona i po prostu chciałam iść spać, cały dzień na to poświęciłam.
Byłam raczej nie gościem, a kelnerką, targałam się z miejsca na miejsce, przynieś, podaj, tu i tam. Wynosiłam tace, rozstawiałam szklanki, stawiałam talerze.
A gdy znowu szłam do sali, usłyszałam, co teściowa mówiła do Andrzeja.
– Nie smakuje, tak? Rozumiem, ona w ogóle nic nie umie, nawet prostą sałatkę zepsuła, przesoliła. Strasznie, synu.
Co ona stała przede mną i mówiła, jak wszystko dobrze wychodzi, wszystko próbowała, wszystko jej smakowało, a mnie też smakowało, jak gotowałam. Wróciłam do nich, usiadłam obok teściowej i gdy spróbowałam sałatki, zrozumiałam, że jest rzeczywiście bardzo przesolona, wszystko, co było obok niej, było niewiarygodnie słone. I wtedy zrozumiałam, że specjalnie zepsuła moje jedzenie, ale po co to zrobiła? Wtedy nie rozumiałam, więc przeprosiłam i po prostu wyszłam.
Starałam się po prostu odpuścić tę sytuację i wtedy słyszę od swojego męża,
mniej więcej miesiąc po tamtym incydencie, jemy kolację i on mi mówi:
– Przepraszam, Lena, ale chyba na razie ślubu nie będzie, naucz się najpierw gotować, potem możemy rozmawiać o ślubie, dobrze?
Co ja właśnie usłyszałam, pomyślałam, przecież on prawie już mój mąż.
– Czy ty zwariowałeś, co się z tobą stało, Andrzej? Nigdy nie mówiłeś nic o tym, jak gotuję, a teraz nagle zacząłeś narzekać.
– To nie ja mówię, to moja mama ciągle o tym mówi. – No jasne, ona też się wtrąca, teraz wiem, skąd się biorą takie rozmowy.
– To przez tamten przypadek?
– No tak…
– I to twoja mama ci kazała to powiedzieć, tak?
– Chyba tak. Po prostu nie mogę jej jakoś przeciwstawić się, w końcu to mama, a niedługo jeszcze urodziny, chce, żebyś tam była.
– Tak, nie licz na to, Andrzej, chcesz odłożyć ślub, rób to, ale jak tak ze mną postępujesz, to nie zamierzam nakrywać stołów.
Tak w zasadzie skończyły się nasze relacje, za niego wszystko decyduje jego mamusia, niech sobie i żeni się z matką.
Dzięki Bogu znalazłam w końcu swojego kochanego męża, który mnie kocha i ceni wszystko, co robię.