Mój chłopak chce przed ślubem zamieszkać razem, a ja jestem przeciwna
On ma 24 lata, ja 23. Spotykamy się od dwóch lat. Nie możemy zacząć mieszkać razem, ponieważ każde z nas stoi na swoim. Już na początku związku zapraszał mnie, bym się do niego wprowadziła. Chce spróbować mieszkać razem przez pół roku, aby „dopasować się” do siebie, jak to określa. Mówi, że to zwiększy szanse na udane i stabilne małżeństwo i chce podejść do tego zagadnienia ostrożnie i mądrze.
To byłoby uzasadnione, gdybyśmy dopiero zaczynali nasz związek, ale po dwóch latach randkowania – co jeszcze mamy obserwować? Boję się wprowadzić, ponieważ myślę, że nie jest co do mnie pewien i nie dokonał wyboru. Obawiam się, że wcale nie oświadczy się. Propozycji od niego jeszcze nie było.
Obecnie mieszkam z rodzicami. Jeśli się do niego przeprowadzę, będę musiała wydawać pieniądze i energię na codzienne życie. Nie chcę stawiać ultimatum. Jaki sens ma zmuszanie kogoś? To powinno być wzajemne pragnienie. Niedawno znowu wrócił do tego tematu. Powiedziałam mu już całkiem szczerze, co myślę, na co dostałam odpowiedź: „Masz niedojrzałą postawę”. Odpowiedziałam mu: „Skoro według ciebie jestem niedojrzała, to nie powinniśmy się wprowadzać razem”.
Czuję się z tym bardzo źle. Nie wiem, co robić, jeśli nie możemy dojść do porozumienia? Jak długo to jeszcze potrwa, jestem już zmęczona… Strasznie boję się stracić dwa lata dobrego związku z dobrym człowiekiem, ale jeszcze bardziej boję się stracić młodość i wiele lat na związek bez perspektyw.
Przecież mamy już doświadczenie wspólnego życia, co jeszcze mamy obserwować? Mieszkałam u niego tygodniami. Gotowałam, dbałam o porządek – lubię czystość. Pomagałam we wszystkim. Wszystko w tym zakresie jest już dawno sprawdzone.
Nie powiedziałabym, że śpieszę się do ślubu. Ale oczekiwałam przynajmniej propozycji od niego, potem moglibyśmy się wprowadzić i zamieszkać razem. Gdyby się nie udało – rozeszlibyśmy się, gdyby się udało – wzięlibyśmy ślub. Chcę z nim mieszkać, ale boję się, że nie jest poważnie nastawiony, że jestem mu potrzebna tylko jako gospodyni domowa. W mojej rodzinie wszyscy szybko wychodzili za mąż i nikt nie mieszkał długo z nikim. Zrobili oświadczyny i się wprowadzili, i wszystkim dobrze się wiodło.
Chcę inwestować w rodzinę, a nie w konkubinat, który może prowadzić do nie wiadomo czego. Nasze relacje są już poważne. Pewność, że dokonaliśmy wyboru na rzecz siebie.
Niepokoi mnie fakt, że on potrzebuje “testu” i jeszcze nie jest pewny… Ja po dwóch latach się określiłam. Poznałam go w codziennym życiu i jako człowieka. Przeszliśmy przez wiele razem. Propozycja dałaby mi pewność, że chce związać ze mną swoje życie. Jaki sens mi się do niego przeprowadzać, jeśli on jeszcze nie jest pewny,
czy chce ze mną być? To bardzo mnie rani. Może za pół roku powie mi to samo, że “jeszcze nie jest gotów”, “nie jest pewny” itd. Jego opinię również biorę pod uwagę. Mam nadzieję, że znajdziemy chociaż kompromis…