Mój mąż z zazdrości nie pozwala mi znaleźć pracy
Wyszłam za mąż za Aleksandra, kiedy miałam dwadzieścia pięć lat. Przed nim miałam długi, ale nieudany związek z Andrzejem, kolegą z roku. Chociaż wszyscy myśleli, że się pobierzemy, to my sami, po pięciu latach poważnego związku, zrozumieliśmy, że nie będziemy żyć razem. Zanim doszło do ostatecznej kłótni, zdecydowaliśmy się pójść w różne strony.
Rok później poznałam Aleksandra, nasz związek rozwinął się bardzo szybko i już po pół roku oświadczył mi się, a my wszystko uregulowaliśmy oficjalnie.
Przed ślubem pracowałam jako księgowa, zdobywałam doświadczenie w małej firmie, z której poszłam na urlop macierzyński. Aleksander, pracując na stanowisku menedżera ds. sprzedaży, zarabiał bardzo przyzwoicie, więc nigdy nie mieliśmy problemów finansowych, nawet po tym, jak firma, w której pracowałam, się rozpadła i zdałam sobie sprawę, że nie mam dokąd wrócić z urlopu macierzyńskiego.
Wtedy miała miejsce taka sytuacja, że prywatne przedsiębiorstwa upadały jedno po drugim, ale nam chyba “poszczęściło się” najbardziej. Konkurenci po prostu pożarli firmę, gdzie pracował Aleksander, i abyśmy mogli wiązać koniec z końcem, zaczął pracować w firmie wydobywczej, na systemie zmianowym.
Kiedy wracał do domu, zachowywał się jakoś niezbyt adekwatnie, krążył po mieszkaniu, bacznie przyglądając się wszystkiemu, jakby trafił tu po raz pierwszy. Na początku nie rozumiałam, co się dzieje, ale potem mnie olśniło – mąż szukał śladów obecności innego mężczyzny. To mnie nawet rozbawiło – z małym dzieckiem na rękach, nawet gdybym chciała, nie mogłabym „bawić się”, poza tym, nie miałam takiej ochoty. Ale Aleksander myślał inaczej i nie porzucił swoich zazdrosnych podejrzeń nawet po naszej rozmowie, kiedy próbowałam go uspokoić i rozwiać jego obawy. Mąż pozostał czujny!
Tak czy inaczej, czas mijał, nasza mała córeczka podrosła, poszła do przedszkola, mąż przyzwyczaił się do pracy zmianowej, nawet próbował nie robić tak oczywistych przeszukań mieszkania po powrocie, starał się robić to niejako przypadkiem. W głębi duszy to mnie bawiło, ale nie poruszałam już tego tematu, wiedząc, że nie mogę nic zmienić.
I wtedy, niespodziewanie, zadzwoniła moja przyjaciółka i powiedziała, że u nich zwalnia się stanowisko głównego księgowego, poleciła mnie kierownikowi jako bardzo zdolną i pracowitą osobę, i ten czekał na mnie na rozmowę kwalifikacyjną.
Spotkanie z dyrektorem poszło dobrze. Zaprosił na nie również pracownicę, która miała przejść na emeryturę, która „zdała” mnie na miejscu, zadając profesjonalne pytania, odpowiedziami była zadowolona, a kierownik dał zielone światło na oficjalne zatrudnienie za dwa miesiące, kiedy zwalniało się stanowisko. W tym czasie miałam przejść szk
olenie i zapoznać się z niuansami pracy.
Byłam bardzo zadowolona z tego zwrotu akcji, znalezienie pracy w naszym mieście to problem, a tu – szczęście spadło mi na głowę! Ale, jak zawsze, nie obyło się bez łyżki dziegciu. Podczas kolejnej wizyty na szkoleniu w holu biura spotkałam Andrzeja. Przywitaliśmy się, dowiedział się, że będę pracować w księgowości, życzył mi powodzenia i powiedział, że jeśli będą jakieś wspólne sprawy, żebym się nie wahała się zwrócić. Podziękowałam, a w domu, z naiwności, opowiedziałam o naszym spotkaniu mężowi.
Co się zaczęło! Wszystkie podejrzenia, które mąż gromadził podczas pracy zmianowej, wylały się w ciągu pięciu minut. Był absolutnie przekonany, że teraz na pewno zdradzę go z kochankiem. Jakkolwiek starałam się wyjaśnić, że nic takiego nawet się nie zapowiada, że wszystko jest już przeszłością, mąż nie wierzył i ostatecznie postawił mi ultimatum – albo rezygnuję z pracy, albo się rozwodzimy.
Następnego dnia mąż pojechał na zmianę. Odszedł, nawet się nie pożegnając, w drodze wysłał mi wiadomość: „Czekam na twoją decyzję”.
Takie rozwiązanie sprawy mnie absolutnie nie satysfakcjonowało, i bez dłuższego zastanowienia odpowiedziałam: „Idę na staż”. Więcej wiadomości od męża nie otrzymałam, również nie było żadnych telefonów, chociaż zwykle, gdy dotarł do pracy, zawsze informował mnie, że wszystko jest w porządku.
Mam nadzieję, że przez te dwa miesiące mój ukochany się opamięta, a jeśli nie, cóż, nie zamierzam poddawać się jego absurdalnym podejrzeniom.